"Nazwać Krystiana Zimermana 'pianistą' to jak nazwać Jamesa Joyce'a opowiadaczem. Jest on jednym z tych rzadkich muzyków, którzy nie cofną się przed niczym, by zrealizować dźwięk w swojej głowie. Może to oznaczać podróż do Japonii, by nagrać w idealnej akustyce Yasuhisy Toyoty, skonstruować własne mechanizmy klawiatury fortepianowej lub spędzić dwa tygodnie podczas pandemii w magazynie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, by odizolować się od świata przed nagraniem koncertów fortepianowych Beethovena z Simonem Rattle'em. Cel uświęca środki. Jak ujmuje to magazyn Gramophone: Zimerman, po prostu, brzmi jak nikt inny" - pisze "The Times".
Gazeta przypomina, że wkrótce po tym, jak w 1975 r. - w wieku zaledwie 18 lat - wygrał Międzynarodowy Konkurs Chopinowski, postanowił ograniczyć liczbę koncertów do 50 rocznie, a dziś ta liczba jest jeszcze mniejsza. "W tym sezonie mam 12 recitali i przed każdym drżę, bo zacząłem nienawidzić swojego zawodu. Kocham muzykę tak samo jak zawsze, ale z drugiej strony, będąc świadkiem brzydoty biznesu muzycznego, mam dość" - mówi 65-letni Zimerman.
We wrześniu Zimerman otrzymał Praemium Imperiale w dziedzinie muzyki, przyznawane przez Japan Art Association wyróżnienie artystyczne, które jak określa to "The Times", jest najbliższe nagrodzie Nobla dla muzyków, malarzy, rzeźbiarzy, architektów i twórców teatralnych oraz filmowych. Wśród innych laureatów 2022 roku są Ai Weiwei w dziedzinie rzeźby i reżyser Wim Wenders. Zimerman jest zaledwie trzecim Polakiem, który otrzymał tę nagrodę - po Andrzeju Wajdzie i Krzysztofie Pendereckim.
Jak wskazuje "The Times", z powodu otaczającej go aury tajemniczości - niewiele występów, jeszcze mniej wywiadów - wszelkie spory, w które jest zaangażowany, stają się głośne. Tak było z wygłoszonym podczas koncertu sprzeciwem wobec amerykańskiej tarczy antyrakietowej na terytorium Polski. W rozmowie z gazetą mówi też, że niedawno, po 14 latach, zakończyła się sprawa sądowa przeciwko lokalnemu menedżerowi w Polsce, któremu zarzuca, że uciekł z dochodami z trasy koncertowej. A w zeszłym roku publicznie rozstał się z wieloletnim londyńskim menedżerem, wydając oświadczenie, w którym powołał się na "niemożliwe do przezwyciężenia różnice zdań".
Zimerman wyjaśnia, że najszczęśliwszy jest w odosobnieniu, z żoną Mayą, z dala od stresu. "Tego lata ani razu nie wlałem benzyny do samochodu. Siedzieliśmy w domu i jedliśmy sałatę z ogrodu" - mówi.
Jak pisze gazeta, częścią legendy Zimermana jest jego biegłość w mechanice fortepianowej, która jest efektem tego, że jako nastolatek nauczył się naprawiać fortepiany i samodzielnie wykonywać części; będące w Zabrzu w latach 70. rzadkim towarem. Teraz jest to kluczowe dla jego modus operandi. "To nie jest coś dla każdego. Wymaga tyle nauki i naprawdę trzeba to lubić. Poza tym ludzie śmieją się z pianisty, który o 4 rano biega z wyrzynarką. Uważają, że powinien siedzieć przy oknie i inspirować się księżycem!" - wyjaśnia pianista.
Podczas rozmowy poruszono też temat najnowszego nagrania Zimermana - utworów Karola Szymanowskiego, którego 140. rocznica urodzin przypada w tym roku. Niektóre z bardzo wymagających utworów fortepianowych Szymanowskiego zostały napisane dla jego przyjaciela Artura Rubinsteina, który później stał się mentorem Zimermana.
"Od 1976 roku walczę o to, by Szymanowski został w pełni doceniony. To niezwykle interesujący, wielowymiarowy kompozytor. Wybrałem utwory, które mogą pokazać wszystkie zróżnicowane estetyki, w których osiągnął absolutne mistrzostwo" - mówi Zimerman.
Ujawnia, że jego szczególnie ulubionym utworem są "Wariacje na polski temat ludowy". "Gram ten utwór od 50 lat, mam na jego punkcie bzika, ale nigdy nie zagrałem go na koncercie w sposób zadowalający. Jest tak transcendentalnie trudny, że zawsze łamałem sobie zęby" - przyznaje. Po czym dodał: "Dosłownie połamałem sobie zęby robiąc nagranie. W połowie odkryłem, że połowa mojego zęba nie jest tam, gdzie powinna być".
Wyjaśnia swoją obsesyjną dokładność. "Nie lubię zwalniać tam, gdzie kompozytor tego nie zażyczył, a przecież muzyka jest technicznie wymagająca. Ale jeśli każdy inny pianista zwalnia, staje się to tradycją - a wtedy krytyk słyszy moje nagranie i mówi: +Pan Zimerman przyspiesza tam, gdzie wszyscy zwalniają+. Ja tego nie robię! Gram w tym samym tempie, co wcześniej. W sonacie h-moll Liszta, pod koniec fugi jest to tak trudne, że wszyscy idą wolniej, łącznie z Vladimirem Horowitzem; ćwiczyłem jak maniak przez dziesięć lat, aż doszedłem do tego i tak to nagrałem. Podobnie jest w +Maskach+ (Szymanowskiego)" - opowiada.
Zimerman liczy, że jego nagranie utworów Szymanowskiego przyczyni się do spopularyzowania kompozytora. "Szymanowski napisał niektóre z tych utworów w wieku 17 czy 18 lat, kiedy musiał zdawać sobie sprawę, że jego życie nie będzie łatwe. Może stąd wynika niesamowite piękno i dramatyzm jego muzyki. Marzę o tym, żeby zdarzył się cud: żeby ta ogromna grupa ludzi, kiedy już to usłyszy, otworzyła swoje serca na emocje, które są uniwersalne. Nikt z nas nie jest bez problemów. A problemy tego wieku są w każdej kulturze, w każdej religii, w każdym miejscu na planecie" - mówi.