Ceniony polski dyrygent przyszedł do Filharmonii Krakowskiej w sierpniu tego roku. Po trwającym blisko trzy lata kryzysie instytucji miał doprowadzić do jej odrodzenia. Obiecywano mu, że jeśli zgodzi się pokierować krakowską instytucją, dostanie poważne wsparcie finansowe. Jeszcze w tym roku budżet instytucji miał zostać zasilony kwotą 2,5 mln zł. Dodatkowo Strugała wynegocjował poważne wsparcie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W przyszłym roku miało być jeszcze lepiej. Niestety, w niespełna miesiąc po objęciu stanowiska okazało się, że jego biznesplan nie podoba się zarządowi. Zarzucano mu, że nie tylko chce obdarować muzyków zbyt dużymi podwyżkami, ale że sam ma wygórowane żądania.
Podczas piątkowej konferencji prasowej Tadeusz Strugała powiedział m.in.: "Miałem pewne określone zamiary, plan, pewną określoną wizję. Ta wizja była związana bardzo wyraźnie ze środkami finansowymi, głównie z regulacją płac, co było moim pierwszym warunkiem, bo to mi pozwalało budować zarówno morale, jak i stronę artystyczną zespołu. (...) Nie jestem fanatykiem, ale jeśli mam swoją wizję, to wiem, co chcę osiągnąć, ale też wiem, czego potrzebuję. (...) W wielu miastach świata instytucja opery, czy filharmonii to jest hasło wywoławcze miasta. Dlaczego w Krakowie nie może być instytucji, o której będzie się mówiło w świecie..."