ON AIR
od 10:00 Na porządku dziennym zaprasza: Urszula Urzędowska

Amerykańskie kino zdominowało festiwal w Wenecji

Z mieszanymi uczuciami - od wzruszenia i łez po brawa, a nawet gwizdy - przyjęto na festiwalu w Wenecji najnowszy film Olivera Stone'a "World Trade Center" o tragedii z 11 września 2001 roku.

Bezsprzecznie jednak premierowy, pozakonkursowy pokaz filmu na kilka dni przed piątą rocznicą zamachów terrorystycznych uznawany jest za największe dotychczas wydarzenie tegorocznej edycji rozpoczętego w środę festiwalu.

Na konferencji prasowej w piątek Oliver Stone powiedział, że zależało mu na zrobieniu filmu o zwykłych ludziach, których dotknęły zamachy. "W mojej opowieści nie ma bohaterów, ale tylko normalni ludzie. Bo tylko ludzkie serce pomaga przetrwać tam, gdzie polityka dzieli"- oświadczył amerykański reżyser. Wraz z nim na konferencję prasową przybyli uczestnicy akcji ratunkowej w ruinach WTC - nowojorscy policjanci William Jimeno i John
Mcloughlin oraz ich żony. Nie było natomiast odtwórców ich postaci
- Nicholasa Cage'a i Nicka Nolte.

Wśród włoskich krytyków przeważa opinia, że film - choć poruszający i dobrze zrealizowany - nie jest przekonujący jako połączenie dokumentu i fikcji. Największe kontrowersje wywołała zaś scena, w której jeden z zasypanych bohaterów doznaje objawienia Chrystusa.

Inaczej Amerykę, także pogrążoną w tragedii, pokazał Spike Lee w filmie "When the Levees Broke. A requiem in four acts", opowiadającym o kataklizmie wywołanym przez huragan Katrina. W tym wyświetlonym również poza konkursem reportażu, głos należy do ofiar żywiołu. Na konferencji prasowej Spike Lee w ostry sposób zaatakował administrację George'a Busha, która według niego okazała się całkowicie bezradna wobec tego, co się stało. "To nie Katrina doprowadziła do zniszczenia Nowego Orleanu, ale przede wszystkim straszne błędy, popełnione przez inżynierów, którzy nie
zabezpieczyli tam"- dodał.

Spośród filmów, wyświetlonych do tej pory w ramach konkursu o główną nagrodę Złotego Lwa, krytyka nie wskazuje jeszcze żadnego faworyta.

Największe gromy spadły natomiast do tej pory na konkursowy "Hollywoodland" w reżyserii Allena Coultera, opowiadający o
dochodzeniu w sprawie tajemniczej śmierci George'a Reevesa, odtwórcy roli "Supermana" w telewizyjnym serialu. Najwięksi włoscy krytycy piszą zgodnie, że jest to film nudny. Tulio Kezich pyta retorycznie na łamach piątkowego "Corriere della Sera" o powody zakwalifikowania tego słabego filmu do weneckiego konkursu i wyraża swoiste ubolewanie dla występujących w nim aktorów - Adriena Brody, Bena Afflecka, Boba Hoskinsa i Diane Lane.

Sylwia Wysocka

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic