„Da’Vine z soboty, a Da’Vine z Oscarem z niedzieli są takie same. W moim domu zagościło trofeum, ale ja jestem taka sama. Pochodząc z Filadelfii, nie możesz się zmienić, nie pozwolą ci na to. Pozostanę więc tym, kim byłam. Poprawią się role, pieniądze będą większe, a kwestie lepsze. Mam nadzieję, że swoją pracą pozostawię bogatą spuściznę i że będzie się liczyć. Mam nadzieję, że będzie ważna dla ludzi różnych kształtów, rozmiarów, kolorów i płci. Jednak moja dusza pozostanie taka sama” – mówi Da’Vine Joy Randolph w rozmowie z portalem Variety.
Gwiazda „Przesilenia zimowego” liczy jednak na pewne zmiany. Spośród 3 tysięcy 300 statuetek Oscara rozdanych do tej pory, zdobyło je zaledwie 19 czarnoskórych kobiet, w tym 10 za najlepszą drugoplanową rolę żeńską. „Bycie kolorową kobietą wiąże się z ograniczeniami finansowymi, wiąże się ze zgiełkiem, kombinowaniem, pracowitością. Bardzo ważne więc było dla mnie pokazanie, co oznacza bycie w naszej skórze. A jednocześnie chciałam, aby moja rola była uniwersalna. Aby mógł zrozumieć mnie każdy. Tego chcę dla całej mojej pracy, nie chcę ograniczać się tylko do "czarnych" filmów. Muszę jednak wchodzić w przestrzenie, w których nas nie ma. Chcę zagrać u Wesa Andersona, Davida O. Russella, braci Coen. Nigdy nas u nich nie widziałam” – zauważa aktorka.
Swoje oddanie dla czarnoskórej społeczności Randolph pokazuje też poprzez drobne gesty i szczegóły, które dodaje do swoich ról. W „Przesileniu zimowym” nosiła okulary należące do jej nieżyjącej już babci. „W każdej roli tak robię. Przemycam subtelne listy miłosne do kolorowych kobiet. W każdej roli, jaką zagrałam, można odnaleźć odniesienie do kogoś, kogo znam osobiście, kogoś z historii, innej aktorki. Kocham to, bo kto ma to wiedzieć, ten będzie wiedział” – tłumaczy.
„Babcia byłaby przeszczęśliwa z mojego Oscara. Nikt z mojej rodziny nie grał, ani nie śpiewał. Nic! W mojej rodzinie nie było nikogo +rozrywkowego+. Czasem czuję się jak dziwaczka, bo nie wiem, skąd wzięłam ten mój talent. Zawsze mnie jednak wspierali. Zawsze dostrzegali we mnie wielkość i zawsze ją podsycali” – kończy opowieść o swojej rodzinie laureatka Oscara. (PAP Life)