Informację o tym, że przeszła Johnny’emu Deppowi przeszła koło nosa szansa na zagranie w „Pulp Fiction”, ujawnił w jednym z ostatnich wywiadów sam Tarantino. Przyznał, że studio filmowe chciało obsadzić słynnego aktora w roli Pumpkina, ale on się na to nie zgodził. „W Internecie pojawiają się informacje o mojej liście życzeń, jeśli chodzi o obsadę +Pulp Fiction+. Nie wiedziałem dokładnie tego, który aktor ma zagrać jaką rolę, więc spisałem po prostu ogromną listę z dużą liczbą nazwisk. Chciałem, żeby wstępnie zgodzili się zagrać, choć nie wiedziałem, czy to zadziała, czy złapię z nimi przelot i czy w ogóle się sprawdzą w tych rolach. Chciałem, żeby byli zaklepani” – wyznał Tarantino w podcaście „2 Bears, 1 Cave”.
Casting do „Pulp Fiction” skomplikował jednak producent Mike Medavoy ze studia TriStar Pictures, który w roli Pumpkina chciał obsadzić Johnny’ego Deppa i to bez konsultacji z Tarantino. Nie wiedział jednak, że reżyser napisał tę rolę dla Toma Rotha, który zagrał u niego wcześniej we „Wściekłych psach”. A na wypadek, gdyby Roth odrzucił rolę, zapasowym wyborem Tarantino był Christian Slater, który zagrał w napisanym przez Tarantino „Prawdziwym romansie”. Depp też był na liście reżysera, ale dopiero jako trzeci - na wypadek, gdyby i Slater odrzucił propozycję. Medavoy się jednak uparł, bo jego zdaniem to Depp, największa gwiazdą ze wspomnianej trójki, powinien zagrać Pumpkina.
„Zapytałem go, czy naprawdę myśli, że Johnny Depp grający Pumpkina, który pojawia się w scenach otwierającej i kończącej film, sprawi, że film zarobi więcej? Odpowiedział, że głowy sobie za to nie da uciąć, ale poczuje się lepiej” – wspomina Tarantino. Reżyser pozostał nieugięty, a studio TriStar Pictures ostatecznie zrezygnowało z wyprodukowania „Pulp Fiction”. Film powstał dla studia Miramax, a w postać Pumpkina - zgodnie z życzeniem reżysera - wcielił się Tim Roth. (PAP Life)