Malta od lat cieszy się popularnością wśród turystów, jest także atrakcyjnym zakątkiem dla filmowców. To tam powstawały niektóre ze scen serialu „Gra o tron”. Dotarli tam także m.in. twórcy filmów „Troja” czy „Kod da Vinci”. A niedawno na Maltę powrócił Ridley Scott, by zrealizować tam drugą część filmu „Gladiator”. Choć okiem filmowca dostrzegł na niej wiele ciekawych obiektów, to mimo to odradza innym wakacje na Malcie.
„Kręciłem na Malcie trzy razy. Jest skarbnicą architektury, ale nie radziłbym jechać tam na wakacje” – stwierdził filmowiec w trackie rozmowy z Christopherem Nolanem, którą opublikowano na youtubowym kanale Paramount Pictures. Po czym dodał, że ma nadzieję, że na widowni nie ma nikogo z Malty. Mimo że to właśnie tę wyspę wybrał jako scenerię dla swojego najnowszego filmu, nie zdradził powodów, dla których nie warto odwiedzać Valletty i jej okolic.
Naturalnie, ta wypowiedź odbiła się szerokim echem na Malcie, wprawiając tamtejszych polityków w konsternację. Ich oburzenie wynikało m.in. z faktu, że Scott mógł liczyć na spore wsparcie chociażby ze strony Johanna Grecha, szefa Malta Film Commission. Jak opisywał wcześniej „Times of Malta”, to właśnie Grech, który reklamował Maltę jako idealne miejsce dla filmowców, nadzorował program zwrotu kosztów, w ramach którego twórcy „Gladiatora II” otrzymali od maltańskiego rządu 47 mln euro.
„Drogi Ridleyu, zdobyłeś światową sławę i prawdopodobnie na nią zasługujesz. Niestety wygląda na to, że nie nauczyłeś się szacunku. W stosunku do tych, którzy ciepło cię przyjęli, użyczyli swojej historii i kultury, a także obdarowali cię milionami na poczet twojego rozliczenia podatkowego. Jakie to przykre, że radzisz turystom, żeby nas nie odwiedzali” - napisał na Facebooku parlamentarzysta Adrian Delia. (PAP Life)