Z ciekawych wspomnień Marii Konwickiej wyłania się portret jej ojca, który miał swoje zwyczaje, rytuały, a nawet... zabobony. "Zanim ruszymy dalej, odlicza do jakiejś ulubionej cyfry - 3, 7 albo 9. Byle nie 13, bo całe życie bał się trzynastki. Dwunastego każdego miesiąca nie zrywał kartki z kalendarza, robił to dopiero czternastego" - pisze Konwicka.
Jeszcze ciekawsza historia miała za bohatera egipskiego boga Horusa. We wspomnieniach Marii, Tadeusz Konwicki obwiniał go... o śmierć wśród krewnych.
"Gdzieś tutaj kilka lat temu ojciec zakopał figurkę Horusa, egipskiego boga, którą mama po śmierci dziadka Alfreda przyniosła do domu.. Niedługo potem zachorowała. Kiedy w rok po odejściu mamy u Ani zdiagnozowano białaczkę, a zaraz potem zmarł wujek Jan, zaczęliśmy podejrzewać, że ta nagła seria nieszczęść mogła mieć jakiś związek z Horusem. (...) Kapłani egipscy, żeby ustrzec przed złodziejami przedmioty towarzyszące zmarłemu, bardzo dokładnie obrzucali je najgorszymi klątwami. Któregoś dnia ojciec wyniósł Horusa z domu i zakopał go gdzieś na swojej trasie spacerowej na Okólniku" - pisze Maria Konwicka. Jak dodaje jeszcze, pisarz zrobił to po kryjomu, żeby w razie czego wziąć całą klątwę na siebie. "Zakopałem bardzo głęboko, żeby jakiś pies nie dopadł" - mówił.
Konwicki miał swoją ulubioną trasę spacerową i zawsze ją przemierzał w ten sam sposób. W tych spacerach towarzyszył mu sąsiad, Dariusz Skarupiński, wykładowca akademicki na AWF-ie. Gdy się poznali, Konwicki mu szepnął konfidencjonalnie: "Powinien pan zagrać Skrzetuskiego!", na co ten odparł: "Pod warunkiem, że pan będzie reżyserować". Od tego czasu panowie zaprzyjaźnili się i czasem odbywali wspólnie słynne wieczorne spacery na Skarpę. "Zawsze tą samą trasą. Kiedyś dla odmiany spróbowali iść w odwrotną stronę. Ale doszli do wniosku, że to nie było to i więcej już nie eksperymentowali" - wspomina Konwicka.
Jak podkreśla córka pisarza, dopiero po latach przyszło jej do głowy, że spacery oraz punktualność i powtarzalność wszystkich czynności, coś, co ją bardzo denerwowało u ojca, to "były rytuały magiczne, które ojciec wykonywał niczym szekspirowski Prospero, żeby kontrolować ten skrawek ziemi".
Tadeusz Konwicki pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką ("Sennik współczesny", "Kompleks polski", "Mała apokalipsa") i filmową - był reżyserem filmów: "Ostatni dzień lata", "Salto", "Dolina Issy" "Lawa" i scenarzystą, m.in.: "Matka Joanna od Aniołów", "Faraon". (PAP Life)