"Howson to wrażliwy, wykształcony człowiek Zachodu, nieskażony ideologicznie, z zupełnie świeżą optyką. Przyjeżdża do Polski korzystając z poluzowania politycznej śruby i fotografuje to, co mu wpada w oko, szuka rzeczy nieangielskich. Pokazuje ludzi w zbliżeniu, po polsku nie mówi" - powiedział PAP kurator wystawy zatytułowanej "bardzo polska sprawa" - Bogdan Frymorgen.
"To, co Howson utrwalał na kliszy musiało być kompozycyjnie ciekawe i uczciwe. Dbał o to, by fotoreportaż i sztuka były wyważone we właściwych proporcjach. Pomagała mu w tym wrodzona intuicja, ponieważ jego pierwszym marzeniem było zostać malarzem, a fotografem dopiero na drugim miejscu" - tłumaczy.
Howson pojechał do Polski na dwa tygodnie na zlecenie ilustrowanego tygodnika "The Queen", planującego reportaż o życiu za żelazną kurtyną. Artykuł nigdy nie powstał, ponieważ Frank Tuohy (1925-99) - pracownik British Council w Krakowie, który miał napisać tekst rozmyślił się dochodząc do wniosku, że gdyby napisał uczciwie to musiałby z Polski wyjechać.
"Gdy robiłem zdjęcia na gorąco, nie miałem świadomości, że dokumentuję ducha czasu, ale teraz z perspektywy półwiecza można spojrzeć na tamte czasy także okiem fotografa-dokumentalisty" - mówił Howson w rozmowie z PAP.
"Gdy fotografowałem ludzi czułem smutek, bo wiedziałem przez co Polska przeszła w czasie wojny i bezpośrednio po niej, ale wielkie wrażenie wywarły na mnie sztuki plastyczne jak np. grafika w miejscach publicznych, czego nie widziałem w Anglii i budownictwo, choć nie Nowa Huta porażająca monotonią i jednostajnością" - przypomina swoje odczucia z tamtego okresu.
Rozkładówkę ze zdjęciami Howsona zamieścił "Daily Telegraph". Howson powiedział PAP, że po ukazaniu się tekstu, do redakcji zgłosili się funkcjonariusze wywiadu PRL prosząc o nazwiska polskich współpracowników, by zdobyć "haki" na ich rodziny w Polsce. W zamian obiecywali, że "Daily Telegraph", jako pierwsza wśród brytyjskich gazet będzie dostawał prasowe przecieki.
Jego zdjęcia obejrzała też ówczesna attache kulturalna ambasady PRL w Londynie, która skrytykowała Howsona za to, że nie fotografował uśmiechniętych ludzi szczęśliwych w nowej, komunistycznej rzeczywistości. Dzięki temu spotkaniu, Howson, jak przyznał w wywiadzie dla Frymorgena zrozumiał nie tylko to, czym była zimna wojna, ale także sam jej doświadczył, ponieważ "przetoczyła się przez frontowy pokój jego własnego domu".
Zdjęcia na blisko 50. lat zdeponował w szufladzie. Przyznał, że ma je dzięki przypadkowemu, towarzyskiemu spotkaniu z Frymorgenem, byłym pracownikiem BBC i korespondentem radia RMF FM.
W 2008 r. ich wystawę zorganizowano w Krakowie, a następnie także w Lublinie i Warszawie. Na YouTube dostępny jest film, w którym fotograf wspomina swoją wizytę w Polsce i dzieli się refleksami nt. sztuki. Zdjęcia można też oglądać na aplikacji do iPoda. Część opublikowano także w albumie.
Urodzony w 1925 r. Howson za pierwsze zaoszczędzone pieniądze kupił aparat fotograficzny. Zmobilizowany pod koniec II wojny światowej służył w Palestynie. Po wojnie mieszkał długie lata we frankistowskiej Hiszpanii. Do przejścia na emeryturę w 1992 r. wykładał fotografię w Wimbledon College of Art na wydziale, który sam stworzył.
Będąc już na emeryturze prowadził rozległe badania historyczne. Jest uznanym autorytetem od hiszpańskiej wojny domowej. Pracując nad książką "Arms for Spain" dotarł do dokumentów potwierdzających, że sanacyjne władze II RP dostarczały broni republikanom.
Organizatorem dwutygodniowej wystawy jest Polski Instytut Kulturalny w Londynie, warszawski Dom Spotkań z Historią i archiwa Geralda Howsona. Honorowy patronat objął ambasador RP w W. Brytanii Witold Sobków.