Żadna z dziewięciu rewolucyjnych symfonii Beethovena nie zmieniła muzyki bardziej niż Eroica. Buntownicze dysonanse, partytura wymagająca wirtuozerskich umiejętności od muzyków, rozmach i ładunek emocjonalny wywarły nieodwracalny wpływ na muzykę. „Davis pozwala orkiestrze i muzyce swobodnie wybrzmieć i oddychać, przez co przepięknie oddaje zapisane w partyturze frazy. Jest jak wielki aktor, dzięki któremu słyszymy wyraźnie każde słowo w kontekście unoszącego się i opadającego rytmu strof recytowanego wiersza” — Gramophone
Ludwig van Beethoven (1770–1827) w pojedynkę wywarł największy wpływ na historię muzyki Zachodu. Mając za duchowych mentorów Mozarta i Haydna, Beethoven uwolnił się z okowów osiemnastowiecznego klasycyzmu. Z wizjonerskim zapałem odkrywał nowe krainy muzyczne, wprawiając w osłupienie swoich słuchaczy. Jego najświatlejsi orędownicy często nie mieli pojęcia do czego zmierzał, kiedy rozbijał w drzazgi prymitywne instrumenty swojej epoki. Nawet okrutna głuchota nie zgasiła w kompozytorze ducha twórczości. Na wyidealizowanych portretach kompozytora widzimy mężczyznę szlachetnej, surowej urody, o twarzy otoczonej lokiem rozwianych włosów – typowy „geniusz przy pracy”. A jednak Beethoven był dość krępej budowy ciała, miał ogorzałą, ospowatą twarz. Nie wyróżniał się niczym szczególnym i hołdował wątpliwym standardom higieny osobistej. Niezależnie od ogromnych osiągnięć w dziedzinie muzyki życie osobiste Beethovena charakteryzowało się wielkim pasmem niepowodzeń. W codziennych relacjach z osobami obojga płci wciąż pojawiały się niesnaski. Pomimo, że idealistycznie zakochał się bez wzajemności w kilku kobietach z wyższych sfer, tajemnicę tożsamości tej, która była najbliższa jego sercu („nieśmiertelna narzeczona”) zabrał ze sobą do grobu. Po zderzeniu z wszechmocnym geniuszem Beethovena świat muzyki zmienił się bezpowrotnie. Przez większą część XIX wieku kompozytorzy musieli się nagiąć do jego woli lub świadomie obrać inne kierunki tworzenia muzyki. Tak czy inaczej duch Beethovena obecny był wszędzie. Jak stwierdził poeta Franz Grillparzer podczas wzruszającej mowy przed dziesięcioma tysiącami ludzi przybyłymi na pogrzeb kompozytora: „Był człowiekiem w każdym, najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu. Usunął się w cień, dawszy ludzkości wszystko i nie otrzymawszy nic w zamian. Żył sam, bo nie znalazł równego sobie. A jednak w jego sercu znajdywało się ciepło dla wszystkich. Taki był, taki umarł, taki będzie żył po wsze czasy.”
W 1802 r. na polecenie lekarza Beethoven przybył do miasteczka Heiligenstadt pod Wiedniem w celu podjęcia próby podreperowania szybko pogarszającego się słuchu. O stanie umysłu Beethovena w tym czasie możemy się dowiedzieć z niezwykle przejmującego listu, tzw. Testamentu Heiligenstadzkiego, który w owym czasie napisał: „O! wy, którzy zarzucacie mi złość, upór i mizantropię, jakże mnie krzywdzicie! Nie znacie bowiem przyczyny. Od sześciu lat cierpię na straszną chorobę, a dzięki nieuczciwym konowałom stan mój się tylko pogorszył. Liczę się z trwałym kalectwem. Nikt mnie nie rozumiał, a wszyscy mnie odrzucali, ponieważ nie mogłem powiedzieć ludziom w twarz ‘Mówcie głośniej! Krzyczcie! bo jestem głuchy’.” Beethoven następnie sporządził testament, a nawet rozważał samobójstwo. Mimo to, kompozytor znalazł siłę i determinację, by żyć. Pierwszym utworem napisanym po tym przełomowym momencie była skomponowana w 1803 roku symfonia „Eroica”. Beethoven pierwotnie napisał symfonię na cześć Napoleona, lecz kiedy ten ogłosił się „cesarzem”, kompozytor wykreślił imię Napoleona z karty tytułowej z taką siłą, że przedziurawił papier. „Czy on też jest zaledwie człowiekiem?” – grzmiał Beethoven – „Teraz, gdy pogwałci prawa człowieka, stanie się tyranem!”. W żadnym okresie w historii muzyki kompozytor nie przebył tak dalekiej drogi jak Beethoven w „Eroice”. Ta muzyka wydaje się oddychać powietrzem z innego świata, całkowicie burząc osiemnastowieczne przyzwyczajenia. „Eroica” jest nie tylko dłuższa od wszystkich pisanych wcześniej symfonii, niesie również wyjątkowy ładunek żywiołowej emocji. Brutalne sforzanda (z nagła akcentowane dźwięki), harmoniczne dysonanse i wirtuozeria wymagana od muzyków w każdym takcie, zmieniły muzykę na zawsze. Żadna część jakiejkolwiek symfonii nie wywarła takiego wpływu na późniejszą muzykę symfoniczną jak otwierające symfonię Allegro con brio. Pierwsza część symfonii jest oszałamiającym połączeniem doskonałości formy i gwałtownej ekspresji. Po niej następuje potężny, szarpiący nerwy marsz żałobny. Trzecia część, Scherzo, jest wesoła, żywiołowa, pełna wyobraźni i werwy. W finale pojawia się pomysłowy temat z wariacjami, zakończony elektryzującą codą. Muzyka do dramatu „Egmont” (1810) została skomponowana przez Beethovena z okazji wznowienia sztuki Goethego w Wiedniu w dwudziestą rocznicę premiery. Traktująca o zakończonych egzekucją nieudanych próbach uwolnienia szesnastowiecznej Holandii spod jarzma najeźdźców hiszpańskich hrabiego Egmontu wyraźnie przemówiły do wyobraźni kompozytora. Podczas pierwszego wieczoru publiczność była cokolwiek skonfundowana brakiem muzyki otwierającej spektakl – Beethoven wciąż nie ukończył uwertury! To symfoniczne arcydzieło ujrzało światło dzienne dopiero podczas czwartego przedstawienia. W wolnym wstępie przeciwstawiającym masywne akordy smyczków i instrumentów dętych blaszanych przeciwko delikatnym, płaczliwym trelom instrumentów dętych drewnianych, Beethoven natychmiast rozróżnia pomiędzy siłami dobra i zła. Po wstępie następuje burzliwe allegro, przedstawiające ponury krajobraz, rozświetlany gwałtownie muzycznymi piorunami. Ostatnie echo motywu instrumentów dętych drewnianych wprowadza muzykę w nieodparcie prącą do końca utworu codę.
W czasach, gdy muzyka Beethovena jest łatwo dostępna dla wszystkich, łatwo zapomnieć, jak nowatorskie było podejście kompozytora do muzyki za jego życia. Filarem kompozytorskiego dorobku Beethovena jest dziewięć absolutnie nowatorskich symfonii, dzięki którym zmienione zostały całkowicie dotychczasowe zasady kompozycji. Z każdą kolejną symfonią Beethoven postępował krok dalej, aż w dziewiątej wyzbył się wszelkich zahamowań, umieszczając w finale chór śpiewający „Odę do Radości”. Niemniej rewolucyjne było podejście Beethovena do fortepianu, jego głównego instrumentu. Trzydzieści dwie sonaty fortepianowe Beethovena wytyczyły nowe granice tego, co można osiągnąć na fortepianie za pomocą dziesięciu palców, podczas gdy budowniczy fortepianów starali się jak mogli budować instrumenty, które były w stanie wytrzymać fizycznie to, czego wymagał od nich Beethoven. Podczas recitali kompozytora pod ręką zawsze leżała para kleszczy służących do wycięcia strun, które nieodmiennie pękały pod naporem uderzeń kompozytora w klawiaturę. Beethoven był światłem przewodnim dla wszystkich, którzy przyszli po nim. Jego wkład w rozwój symfonii „bohaterskiej” (Symfonia V), podczas słuchania której przebywamy podróż duchową z ciemności do oślepiającego objawienia, stał się wzorem dla wszystkich twórców symfonii w okresie romantyzmu. Marzycielski początek sonaty „księżycowej” wyprzedza muzykę Debussy’ego o 100 lat, a odważne eksperymenty w późnych kwartetach smyczkowych musiały zaczekać aż do XX wieku na godnego następcę w postaci Béli Bartóka. Kluczem do zrozumienia metod pracy Beethovena jest zapis rozmowy z 1822 r. z przyjacielem i powiernikiem, Louisem Schlosserem. „Pytasz mnie, skąd biorę swoje pomysły. Nie mogę odpowiedzieć z pewnością. Przychodzą do mnie nieproszone, spontanicznie lub niespontanicznie. Niektóre wpadają mi w ręce podczas spaceru w lesie, wśród nocnej ciszy, czy też wczesnym rankiem. Pobudzony przez te pomysły, które poeci przekuwają na słowa, ja je zamieniam na dźwięki, które wybrzmiewają, ryczą, burzą się, dopóki nie staną przede mną w postaci nut.”
Symfonia Es-dur op. 55 nr 3 „Eroica”
1. I Allegro con brio 18.45
2. II Marcia funebre (Adagio assai) 17.28
3. III Scherzo (Allegro vivace) 5.59
4. IV Finale (Allegro molto) 12.55
5. Uwertura do dramatu Goethego „Egmont” Op. 84 9.04
Staatskapelle Dresden
Sir Colin Davis dyrygent