„Alchemia portretu. Warsztaty Bolesława Lutosławskiego”

Eteryczne portrety sław i zwykłych ludzi, tworzone przez Bolesława Lutosławskiego, publikowały takie pisma, jak "The Guardian", "Vogue", "The Independent", "Przekrój" czy "Tygodnik Powszechny". Pojawiały się na rozmaitych plakatach, okładkach książek i w telewizji BBC. Warsztaty z Lutosławskim to fascynująca podróż przez wyjątkowe chwile, w których powstawały niezwykłe portrety takich osobowości, jak Sławomir Mrożek, Krzysztof Penderecki, Andrzej Wajda, Mieczysław Jastrun, Witold Lutosławski, Wisława Szymborska czy Glenda Jackson.

 

 helion.pl

"Piękne, niezwykłe fotografie… pełne głębi uczuć"
Richard Avedon o zdjęciach Bolesława Lutosławskiego

Jak uchwycić osobowość i wyjątkowość fotografowanych osób?
Jak budować zaufanie między fotografem a modelem?
Jak za pomocą światła oddać nastrój chwili i atmosferę intymności?

Pierwiastek porozumienia, chemia intymności, esencja chwili… w magicznym oku aparatu przekształcają się w elektryzujący portret. Z tej alchemii rodzi się zdjęcie, będące czymś więcej niż tylko wiernym odwzorowaniem wyglądu i nastroju fotografowanego człowieka. Oto bowiem otrzymujemy poetycki zapis spotkania z osobą i jej osobowością, portrety przenikliwe, a w swej prostocie ekspresyjne, intrygujące i niełatwo dające o sobie zapomnieć. Fotografowanie ludzi to sztuka psychologicznego i emocjonalnego wyczucia drugiego człowieka, mistyczna umiejętność nasycania wizerunków ich emocjami i wyjątkowością. Choć sztuka ta wykracza daleko poza techniczną biegłość rejestrowania obrazów za pomocą światła, jest z nią jednak nierozerwalnie związana.

Mamy niepowtarzalną okazję zajrzeć za kulisy każdej z tych magicznych fotografii, dowiedzieć się, jak narodził się pomysł na konkretne zdjęcie, dlaczego zostało ono w określony sposób skomponowane i skadrowane, jakiego obiektywu czy ekspozycji użyto. Dzięki temu uczymy się mistrzowskiego fotografowania ludzi w zamkniętych pokojach i na otwartych przestrzeniach, malowania światłem atmosfery i intymności chwili czy chwytania obiektywem niemal niezauważalnych, a jednak istotnych spojrzeń i gestów. Bolesław Lutosławski wyjawia nam także sekretną wiedzę o tym, jak budować zaufanie między fotografem a jego modelem oraz dzieli się opartymi na swym wieloletnim doświadczeniu praktycznymi wskazówkami i najgłębszymi tajnikami pracy fotografa portretowego.

Poznaj inspirujący warsztat pracy jednego z najciekawszych polskich fotografów portretowych!
"Od trzydziestu lat obserwuję prace Bo Lutosławskiego. Jest fotografem o niezwykłej umiejętności zrozumienia prawdziwego charakteru ludzi, a następnie odsłonięcia ich osobowości…" Sir John Tusa,
brytyjski menedżer kultury, popularny dziennikarz radiowy i telewizyjny

"Dla Lutosławskiego tworzenie portretów jest równoznaczne z niemal zmysłowym wniknięciem w osoby, które fotografuje. Jego zdjęcia są ulotną próbą uchwycenia ich prawdziwej tożsamości, którą podświadomie ujawniają w gestach…"
Sophie Grove,
Country & Town House, maj 2010


Spotkania


Od zarania dziejów mamy szacunek do ludzi, którzy dzięki swoim działaniom wzbogacili naszą cywilizację, od czasu romantyzmu zaś fascynują nas postaci, które dzięki niezależnej osobowości stworzyły na tym świecie miejsce dla siebie. W uznaniu tych osiągnięć pisze się o nich w popularnej prasie, czasem zawiesza na ich piersiach medale, wręcza laurki, odznaczenia i wypełnia encyklopedie ich nazwiskami. A moją rolą jest tworzenie ich portretów, to zresztą bardzo ciekawe zajęcie.

Sir George Martin przywitał mnie bardzo serdecznie w recepcji AIR (dużego studia nagrań), na czwartym piętrze 214 Oxford Street w Londynie, na samym rogu Oxford Circus. Miał dla mnie czas, wyjaśnił — tak jak należy tłumaczyć laikowi — funkcje konsoli do nagrywania i oprowadził po studiach, które od wibracji ulicznego ruchu izolowała zawieszona podłoga. George Martin, współzałożyciel zespołu The Beatles, chętnie opowiadał o nagrywaniu „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, o tym, co wtedy robił Paul McCartney, a ja go fotografowałem, w czym mi bynajmniej nie przeszkadzał. Przez cały ten czas był otwarty, zainteresowany Polakami i kulturą mojego kraju.

To spotkanie dało mi dużo do myślenia, bo choć fotografowałem tak sławnego człowieka (dla mnie był mitem), poznawałem jednocześnie kogoś, kto pozostał sobą. Od tego czasu, kiedy patrzę na portret George’a Martina, odnoszę wrażenie, że w tym dniu szukałem w nim geniusza, bez którego świat byłby inny, a spotkałem życzliwego, ciekawego, na wskroś autentycznego w postępowaniu zawodowca, który współtworzył muzykę z fascynującymi osobowościami. Pomyślałem też, że może to właśnie dzięki niemu The Beatles nie wznieśli się przez te kilka lat globalnej sławy na orbitę samouwielbienia.



John Peel był legendarnym prezenterem muzyki popularnej w BBC Radio 1, którego programów słuchałem od lat. Wiadomo: głosy ulubionych prezenterów radiowych mieszkają w naszych domach, a ich osobowości są nam nieraz bliższe niż postaci sąsiadów. Kiedy więc umówiliśmy się na zdjęcia w BBC, na Portland Place (spotkaliśmy się w słoneczny dzień o drugiej po południu), pomyślałem, czy to na pewno dobry pomysł, czy to spotkanie w cztery oczy nie odbierze mi czegoś specjalnego, z czym jego głos mi się kojarzył. Tak się jednak nie stało, bo John Peel był równie naturalny i autentyczny jak jego głos — wszystko zgadzało się z tym, co przez lata wnosił do mojego życia. I choć trochę się spóźnił, bo podczas lunchu grał z kolegami w piłkę nożną, nie miałem mu tego za złe. Od razu poszliśmy do jego biura o rozmiarach pokoju nastolatka, a John Peel natychmiast puścił płytę nieznanego zespołu, którą parę dni wcześniej kupił na targu w Amsterdamie. I kiedy muzyka wypełniała ostrym rytmem małą przestrzeń, a ja sprawdzałem światło i ładowałem film do aparatu, John opowiedział mi, że przez lata po zakończeniu swojego programu wysyłał płyty do Polskiego Radia i ktoś je grał jako swój zestaw. Skojarzyłem, że musiało to być w czasie, kiedy pracując późnymi wieczorami w mojej krakowskiej ciemni, słuchałem radia. Powiedziałem mu o tym, popatrzył na mnie zaciekawiony, być może uświadomił sobie, że byłem jego słuchaczem z drugiej ręki, tam, za żelazną kurtyną. A ja pomyślałem, że John Peel z dobrego serca i tak prostym gestem stwarzał nam, młodym Polakom, żyjącym w kraju izolowanym przez system komunistyczny możliwość współuczestniczenia na co dzień w popularnej kulturze reszty Europy. Podziękowałem mu za to.



Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic