Quentin Tarantino przebywa obecnie na Festiwalu Filmowym w Sundance, gdzie zaczynał przed laty swoją karierę filmem „Wściekłe psy”. Dotarł tam z Izraela, by udzielić wywiadu krytykowi filmowemu, Elvisowi Mitchellowi. Nie mogło obyć się bez pytań o dalsze plany reżysera.
„Nie spieszy mi się, żeby rozpocząć nową produkcję. Robiłem to przez 30 lat. W przyszłym miesiącu mój syn skończy pięć lat, a mam też dwuipółroczną córkę. Kiedy jestem w Stanach, piszę. Kiedy jestem w Izraelu, jestem ojcem” – mówi Tarantino, którego żona, Daniella Pick, jest izraelską modelką.
„Nie ekscytuje mnie pomysł wyruszenia z nimi w podróż, jaką jest nowy film, gdy są zbyt mali, aby to zrozumieć. Nie zamierzam robić żadnego filmu, dopóki mój syn nie skończy przynajmniej sześciu lat. W ten sposób, gdy będzie na planie, będzie wiedział, co się tam dzieje i będą to wspomnienia, które zostaną z nim do końca życia” – argumentuje reżyser i scenarzysta.
Jak zdradza Tarantino, jest właśnie w trakcie pisania sztuki teatralnej, która ma być jego kolejnym projektem. „Jeśli okaże się porażką, nie zrobię jej filmowej adaptacji. Jeśli jednak odniesie sukces, to właśnie ona może być podstawą mojego ostatniego filmu” – tłumaczy trzymając się wcześniejszego planu zakładającego, że w całej karierze nakręci tylko dziesięć filmów, po których odejdzie na emeryturę. (PAP Life)