Nikt tak, jak Christina Pluhar nie potrafi grać muzyki dawnej. Jej interpretacje, a właściwie aranżacje baroku to muzyczne crossover – połączenie XVII-wiecznego repertuaru z folkiem, jazzem, a nawet flamenco. To specyficzny muzyczny teatr, w którym nie brak chwytliwych pieśni, tańca i niejednokrotnie żartu.
Na 8. Festiwal Misteria Paschalia Pluhar przywiozła projekt Via Crucis, którego nagranie dla wytwórni Virgin było jednym z ważniejszych muzycznych wydarzeń minionego roku. Choć tytuł sugeruje muzykę pasyjną, nie jest to jedynie wielkopostna antologia. W ułożonym w trzy główne części programie: Maria – przepowiednia męki Chrystusa, Męka i śmierć Chrystusa oraz Spotkanie w Raju, można znaleźć bowiem zarówno barokowy repertuar wielkotygodniowy, jak i pieśni w formie ludowej kołysanki czy choćby tarantelli. W dodatku poszerzony skład barokowy o m.in. kornet, cymbały i rozmaite instrumenty perkusyjne, a także niemal jazzowe improwizacje nadały całości współczesne brzmienie. I choć konserwatyści czasem krzywią się na takie rozwiązania, to w tych interpretacjach jest tyle żaru i piękna, że trudno się nimi nie fascynować. Bo nie sposób odmówić Christinie Pluhar znajomości tematu oraz umiejętności dobierania do tej gry z barokiem wspaniałych utworów i partnerów.
Koncert rozpoczęła tradycyjna pieśń z Korsyki Maria le sette spade w wykonaniu Jean Pierre Marchetti, Maxime’a Merlandi, André Dominici i Jean Philippe Guissani, czyli kwartetu Barbara Furtuna. Zespół od dziesięciu lat zachwyca swymi wykonaniami, inspirowanymi najstarszą tradycją muzycznej Korsyki. W przepięknej, wzruszającej pieśni o Matce Boskiej Bolesnej dołączył do nich najwyższy głos Lucilli Galeazzi, w tradycji korsykańskiej symbolizujący głos anielski. Potem na scenę wkroczył Philippe Jaorussky z anonimową kolędą-kołysanką na melodię Romanesci, opracowaną w afektowanym stylu. I od tej pory śpiew kontratenora przeplatał się z przejmującymi pieśniami Korsykanów.
Najbardziej ujmujące było wykonanie przez nich współczesnej maryjnej pieśni Maria, O di snteli gridà (Mario, Usłysz krzyki), opartej na apulijskiej tarantelli z okolic Carpino na półwyspie Gargano. Ten niesamowity utwór, to dowód na to, że korsykańska praktyka wykonywania włoskich form i gatunków jest tam wciąż żywa.
W dalszej części wieczoru pojawiła się kantata Queste pungenti spine (Te kłujące cierpnie) Benedetto Ferrariego, przejmująco wykonana przez Philippe’a Jaroussky’ego. Dwukrotnie zabrzmiała też łacińska sekwencja Stabat Mater – we współczesnej wersji Barbara Furtuna ze starokorsykańską ornamentyką, a także w formie lamentu, autorstwa Giovanniego Felice Sancesa, sugestywnie zaśpiewanego przez kontratenora.
W części rajskiej Pluhar nie odmówiła sobie zagrania swej niemal jazzowej aranżacji Ciaccony Maurizio Cazzatieto, którą często prezentuje podczas koncertów. Całemu projektowi teatralnego wymiaru dodał też oryginalny taniec Anny Dego.
Publiczność, która wypełniła Filharmonię Krakowską po brzegi (niektórzy siedzieli w przejściach i pod ścianami), zgotowała artystom potężną owację. I otrzymała w zamian – trudno powiedzieć, że bisy, bo właściwie kolejne pół koncertu. Ponownie zabrzmiała i kołysanka Romanesca, i korsykańska Maria. Znów pojawiła się na scenie Lucilla Galeazzi. A gdy Philippe Jaroussky i nagle śpiewający, a nie grający kornecista Doron Sherwin zaczęli w teatralnych gestach walczyć o względy publiczności – melomani dosłownie oszaleli. Potem w długiej kolejce tłoczyli się po autografy artystów, którzy w holu Filharmonii podpisywali płyty…