Jaki naprawdę był Jimi Hendrix? 15 wrześnie ukaże się najnowsza biografia o wirtuozie gitary

Autor „Wild Thing: The Short, Spellbinding Life of Jimi Hendrix”, najnowszej biografii wirtuoza gitary elektrycznej, sporo miejsca poświęcił toksycznym relacjom rodzinnym. Sporo do powiedzenia na ten temat ma brat artysty – Leon, ale nie tylko on.

Jaki naprawdę był Jimi Hendrix? 15 wrześnie ukaże się najnowsza biografia o wirtuozie gitary
fot. PAP/EPA

Pół wieku po śmierci artysty (1942–1970) ciągle jest on uznawany za najwybitniejszego gitarzystę rockowego wszech czasów. O jego dokonaniach muzycznych w dorosłym życiu wiadomo już chyba wszystko. Ciągle jednak brakowało relacji z czasów dzieciństwa. A to – jak ujawnił Philip Norman, autor książki, która ukaże się na świecie 15 września – było dramatyczne.

Okazuje się, że James Marshall Hendrix był nieśmiałym dzieciakiem, dorastającym w Seattle, wprawiającym się na złamanym ukulele – w tajemnicy przed ojcem. Nie dlatego, że papa Al nie lubił muzyki. Po prostu bił syna pasem, gdy tylko zauważył, że ten ciągle nie „wyleczył się” z leworęczności.

Te nowe, intymne informacje pochodzą m.in. z wywiadów, jakie biograf przeprowadził z bratem artysty, Leonem, a także Kathy Etchingham i Lindą Keith. Dwóm Brytyjkom, które pomogły artyście osiągnąć międzynarodową sławę. Ta przyszła w 1966 roku, gdy Jimi wyjechał do Anglii, a trwa do dziś - mimo że życie Hendriksa zakończyło się w 1970 roku, w obskurnej suterenie londyńskiego hotelu.

Według Normana Jimi Hendrix do końca życia pozostał nieśmiałym i grzecznym chłopcem, co stało w sprzeczności z jego wizerunkiem scenicznym – buntownika i gorszyciela. Do końca też szukał bliskości z rodziną, zwłaszcza z ojcem. Okazuje się, że gitarzysta tak bardzo nie wierzył w osiągnięcie sukcesu, że ukrywał przed ojcem przeprowadzkę za ocean. Próbował mu powiedzieć później, gdy powstał już zespół: Jimi Hendrix Experience. Brakowało mu pieniędzy, więc zadzwonił na koszt abonenta. Ojciec odebrał telefon, ale nie chciał uwierzyć, że syn jest w Londynie. Ten oddał więc słuchawkę swojej dziewczynie Kathy Etchingham, która przemówiła z nienagannym brytyjskim akcentem. Chciała przekazać słuchawkę z powrotem Jimiemu, ale ojciec urwał rozmowę słowami: „Niech do mnie napisze. Nie zapłacę za połączenie na mój koszt”. Kathy wspomina, że twarz Jimiego zrzedła. „W tym momencie wyglądał jak mały, zraniony chłopiec”.

Z książki wynika, że Jimi urodziła się, gdy jego ojciec, Al Hendrix, służył w armii amerykańskiej na Pacyfiku. Nie widział syna przez trzy pierwsze lata jego życia. W tym okresie wychowaniem Jimiego nie była też zainteresowana jego nastoletnia mama Lucille Jeter, dlatego trafił on do rodziny zastępczej - 800 mil od Seattle. Po powrocie z wojny, Al na siłę odebrał Jimiego przybranym rodzicom zastępczym i przywiózł go z powrotem do Seattle. Później wspominał, że pierwsze lanie spuścił dzieciakowi już w pociągu. Gdy Jimi miał sześć lat na świat przyszedł jego brat – Leon. Życie rodzinne – za sprawą rodziców (Ala i Lucille) przerodziło się jednak w pijackie piekło. Leon wspomina, że podczas awantur chłopcy chowali się w szafie. Jimi obejmował brata ramionami próbując go chronić. Wtedy też – zdaniem Leona – Jimi nauczył się głęboko skrywać uczucia. Obrywał często. Zwłaszcza gdy ojciec zaczął „naprawiać” jego leworęczność w jedyny znany mu sposób: przy użyciu pasa.

Gdy rodzice ostatecznie rozwiedli się w 1951 roku, Jimi i Leon zostali z ojcem. Często zmieniali mieszkania, Al nadal się upijał. Chłopców dokarmiały sąsiadki. Czasem nocą budził ich w nocy zapach smażonego bekonu. To znak, że mama wróciła. Na chwilę. Odetchnęli dopiero, gdy wysłano ich na dłużej do Vancouver, by pomieszkali z babcią ze strony ojca, Zenorą. Leon twierdzi, że historie, które opowiadała babcia, zahaczające o czasy niewolnictwa, sprawiły że Jimi zaczął „słyszeć w głowie te wszystkie dziwne dźwięki”. Pierwszą używaną gitarę kupiła mu ciocia Ernestine, bo ojciec odmówił wydania 5 dolarów. Jimi był zachwycony: zasypiał z gitarą na piersi i zaczynał grać od razu po przebudzeniu.

Jimi, gdy był już dorosły i wyprowadził się z domu, zawsze pisał do ojca listy, które kończył słowami: „Love James” (Leon nie wie, czy ojciec kiedykolwiek odpisał). Gdy artysta ponownie odwiedził Seattle w lutym 1968 r., był już światową gwiazdą. Leon pamięta, że cała rodzina wybrała się na lotnisko, a ojciec nawet założył krawat. Gitarzysta przyjechał tu jeszcze na kilka tygodni przed swoją śmiercią. Odkąd zaczął zarabiać porządne pieniądze, pomagał ojcu finansowo. Kupował mu samochody. W końcu kupił też dom, na który ojciec narzekał, bo… jego pickup nie mieścił się w garażu. Pożegnali się w kłótni, której Jimi żałował do końca życia.

Jimi Hendrix zmarł w Londynie z powodu przedawkowania barbituranów. Miał wtedy 27 lat. (PAP Life)

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic