Gdy 14 maja tego roku podczas finału Konkursu Piosenki Eurowizji w Turynie tryumfowała piosenka "Stefania" zespołu Kalush Orchestra, stało się jasne, że kolejną edycję tej imprezy zorganizuje Ukraina. Już wtedy podniosły się jednak głosy, że kraj pogrążony w wojnie może nie sprostać temu wyzwaniu. Wątpiących uspokajał jednak prezydent Wołodymyr Zełenski. Gratulując swoim rodakom występu na Eurowizji, zapowiedział, że uczyni wszystko, aby przyszłoroczny konkurs odbył się w Mariupolu, mieście, które stało się bolesnym symbolem bestialstwa rosyjskich wojsk.
Te zapewnienia nie przekonały jednak Europejskiej Unii Nadawców (EBU), która jest organizatorem Eurowizji. W piątek 17 czerwca władze EBU poinformowały w oficjalnym komunikacie, że Ukraina nie będzie gospodarzem przyszłorocznego konkursu. W uzasadnieniu tej decyzji czytamy, że według gruntownych analiz trwająca wciąż wojna oraz dokonane dotąd zniszczenia nie dają nadziei na to, że Ukraina sprosta wymaganiom stawianym organizatorom konkursu Eurowizji.
Teraz na tę decyzję zareagował Oleg Psiuk, lider zespołu Kalush Orchestra. „Wszyscy zapewne słyszeli wiadomość dotyczącą Eurowizji, wieści nie są dobre. Nasz zespół jest rozczarowany decyzją EBU, mamy jednak nadzieję, że uda się ją zmienić. Chcemy być gospodarzami konkursu Eurowizji w 2023, chcemy zorganizować go w Ukrainie. Siły Zbrojne Ukrainy zrobią wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Apelujemy do EBU i wszystkich odpowiedzialnych za podjęcie tej decyzji, aby dali nam czas. Udowodnimy, że wszystko będzie wyglądało tak jak powinno” - stwierdził Psiuk na platformie Telegram.
Raper, który obecnie występuje z zespołem w Polsce, zabrał głos w tej sprawie dopiero dzień po ogłoszeniu decyzji EBU. Wcześniej w mediach społecznościowych poprosił fanów, by wyrazili swoją opinię na ten temat. Z zamieszczonych na Facebooku komentarzy wynika, że słuchacze nie podzielają zdania muzyka. Większość z nich przyznaje, że spodziewało się takiego obrotu spraw. Co więcej, wśród ponad 300 komentarzy dominuje opinia, że takie postanowienie jest rozsądne i zrozumiałe. Niektórzy komentujący twierdzą, że trudno będzie zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom konkursu, inni przekonują, że ogromne środki, jakie trzeba wydać na organizację tej imprezy powinny zostać przekazane na odbudowę zniszczonych domów, szkół i innych budynków.
Na decyzję Europejskiej Unii Nadawców szybko zareagował za to minister kultury Ukrainy Ołeksandr Tkaczenko. W piątek w oświadczeniu opublikowanym przez Interfax Ukraina poinformował, że jego kraj został postawiony przed faktem dokonanym, bez możliwości przedstawienie innych opcji. "Uważam, że mamy wszelkie powody, aby prowadzić dalsze negocjacje i znaleźć wspólne rozwiązania, które zadowolą wszystkich. Ukraina uczciwie wygrała Konkurs Eurowizji i do tej pory w terminie dopełniła wszystkich warunków dotyczących organizacji przyszłorocznego konkursu – udzieliliśmy wszelkich odpowiedzi i gwarancji co do bezpieczeństwa i wskazania możliwych miejsc do organizacji konkursu” - podkreślił i zapewnił, że Kijów będzie domagał się podjęcia dalszych negocjacji.
Na negocjacje raczej jednak szans nie ma. W swoim oświadczeniu EBU podkreśla, że przygotowania do konkursu Eurowizji trwają zwykle 12 miesięcy, więc powinny rozpocząć się już, a w obliczu trwającej w Ukrainie wojny rozpoczęcie jakichkolwiek prac jest niemożliwe. Wiele obaw budzi również kwestia zapewnienia bezpieczeństwa pracownikom, artystom i publiczności. „Znaną tradycją stało się to, że zwycięzca Konkursu Piosenki Eurowizji organizuje konkurs w następnym roku, pod warunkiem spełnienia pewnych kryteriów, w tym zapewnienia wykonalności imprezy i zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim zainteresowanym, w tym publiczności. Po obiektywnej analizie grupa referencyjna, zarząd ESC, z głębokim żalem stwierdziła, że w obecnych okolicznościach nadawca nie można dać gwarancji bezpieczeństwa i wykonalności, wymaganych do organizacji i produkcji Konkursu Piosenki Eurowizji zgodnie z jego regulaminem” - czytamy w oświadczeniu.
Jak dowiadujemy się dalej z oświadczenia, EBU rozpoczęło rozmowy z brytyjską stacją BBC, która ma się podjąć zadania organizacji przyszłorocznego konkursu. W finale, który odbył się 14 maja w Turynie, drugie miejsce zajął bowiem brytyjski wokalista Sam Ryder. (PAP Life)