Bohater filmu "Sugar Man" zaśpiewa w Sali Kongresowej trzykrotnie: 28, 29 i 31 marca. Bilety na pierwsze dwa koncerty zostały wyprzedane w błyskawicznym tempie. Podobny los spotka najprawdopodobniej także bilety na trzeci z występów, które w środę znajdą się w sprzedaży.
Sixto Rodriguez to gitarzysta-samouk i wokalista. Jego pierwsze koncerty datować można na lata 60. ubiegłego wieku, kiedy to występować zaczął w barach i klubach rodzinnego Detroit. To właśnie w tym mieście Rodriguez nagrał dwa studyjne albumy - "Cold Fact" (1969) i "Coming from Reality" (1971). Niestety wydawnictwa przeszły wówczas bez echa, a muzyk postanowił skoncentrować się na studiach na kierunku filozoficznym na Wayne State University. W połowie lat 70. muzyka Rodrigueza zyskała niewielki rozgłos w Australii i Nowej Zelandii, gdzie muzyk pojechał z niewielką trasą koncertową, odnosząc pewien sukces. W międzyczasie płyty Rodrigueza zyskały status kultowych w Południowej Afryce, swoimi nakładami zostawiając daleko w tyle wydawnictwa takich gwiazd, jak Elvis Presley czy Rolling Stones. Na sukcesy w Europie i Ameryce Sixto Rodriguez musiał zaczekać do... 2012 roku. Artysta doczekał się zasłużonej sławy po wejściu na ekrany kin filmu dokumentalnego "Sugar Man".
Ten trzymający w napięciu, nagrodzony Oscarem dokument Malika Benjelloula przedstawia niewiarygodną, pełną niespodzianek, a do tego prawdziwą historię życia Rodrigueza, muzyka, któremu wróżono karierę na miarę Boba Dylana a o którym... mało kto słyszał. Ten film to opowieść o jego niezwykłych losach, a także o nadziei, inspiracji i potędze muzyki, bo właśnie muzyka jest w tym filmie najważniejsza. Towarzysząca produkcji płyta z 14 piosenkami Rodrigueza stała się bestsellerem na całym świecie; w Polsce certyfikowano ją platynową. fot.PAP/EPA (PAP Life)