ON AIR
od 07:00 Śniadanie Mistrzów zaprasza: Łukasz Wojtusik

45 lat temu premierę miał "Wodzirej" Feliksa Falka

45 lat temu, 24 lipca 1977 r., odbyła się premiera "Wodzireja". "Ten film jest dla mnie najbardziej znaczącym ze wszystkich moich filmów, ponieważ to dzięki niemu jestem zapamiętany"- powiedział PAP Feliks Falk, scenarzysta i reżyser "Wodzireja".

45 lat temu premierę miał "Wodzirej" Feliksa Falka
Kraków 1977. Aktor Jerzy Stuhr jako Lutek Danielak na planie filmu pt. Wodzirej / fot. PAP/Witold Rozmysłowicz

Głównym bohaterem filmu jest Lutek Danielak (grany przez Jerzego Stuhra) – pracownik wojewódzkiego oddziału "Estrady". Będąc nisko w hierarchii wodzirejów-konferansjerów, prowadzi jedynie imprezy dla dzieci i rencistów. Kiedy jednak dowiaduje się, że z okazji otwarcia hotelu "Lux" ma odbyć się wielki bal, postanawia walczyć o jego prowadzenie, ponieważ ta impreza może być przełomowa w jego karierze. Dążąc do realizacji swojego celu, posługuje się szantażem, donosami oraz innymi nieetycznymi działaniami.

"Wodzirej" był trzecim filmem Feliksa Falka. "Pomysł na ten film powstał podczas rozmów ze znajomymi, którzy oglądali zagraniczne filmy i opowiadali mi o tym, jakie rozwiązania stosowali reżyserzy. Pewną inspiracją dla mnie był Lenny z Dustinem Hoffmanem w reżyserii Boba Fosse'a. Mój bohater był jednak bardziej rozwinięty dramaturgicznie. Najpierw myślałem zatem dużo o samym bohaterze i o tym, co będzie robił, a następnie tę początkową ideę rozwinąłem w scenariuszu" – powiedział PAP Feliks Falk.

Reżyser przypomniał, że "akcja filmu dzieje się w okresie PRL-u, kiedy stosunki były – delikatnie mówiąc – skomplikowane". "Była straszna korupcja i nędza. Bohater filmu dążył do jakiegoś celu i żeby go osiągnąć, musiał wykorzystywać sposób typowy dla tamtych czasów, ale myślę, że dla dzisiejszych także. Musiał się opłacać, choć nie zawsze pieniędzmi. W pewnym momencie przekroczył już granicę moralną, ponieważ oddał swoją dziewczynę człowiekowi, który mu coś mógł ofiarować, a sam podkochiwał się w tej dziewczynie" – wyjaśnił reżyser. "Film miał zatem pokazywać ten niepokój moralny, który towarzyszy nam zawsze wtedy, gdy ludzie dążąc do tego, aby zrobić karierę i osiągnąć szczyt, robią złe rzeczy wbrew wartościom moralnym" – dodał.

W rozmowie z PAP Falk zaznaczył, że "realizacja filmu poszła dość gładko". "Miałem świetnych aktorów, z Jerzym Stuhrem na czele, który właściwie nie wymagał specjalnej reżyserii, wręcz przeciwnie – bardzo pomagał, nawet w pisaniu tekstów, co zostało zaznaczone w czołówce filmu. Także znakomity operator Edward Kłosiński bardzo dobrze dawał sobie radę, chociaż w tamtych czasach sprzęt był jeszcze bardzo prymitywny, a kamera ważyła 300 kg" – powiedział.

Filmu nie ominęły jednak kłopoty z cenzurą. "Na samym początku był pewien zgrzyt cenzuralny. Ówczesny minister kinematografii postawił warunek, aby finał nie rozgrywał się w Warszawie. Zrozumieliśmy to w ten sposób, że ówcześni politycy partyjni bali się, że ta scena może ośmieszać władze partyjne. W tej sytuacji prace przenieśliśmy do Krakowa, choć miasto nie zostało wyeksponowane w filmie. Powód wyboru Krakowa wiązał się po prostu z tym, że Jerzy Stuhr bardzo dużo grał w teatrze i trzeba to było połączyć z jego pracą na planie. Rano robiliśmy zatem zdjęcia, a wieczorem Stuhr szedł grać w teatrze" – opowiadał Falk.

Na tym jednak nie skończyły się problemy z cenzurą. "Film był potem gnębiony przez ministra i cenzurę do tego stopnia, że w trakcie Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, który wówczas odbywał się w Gdańsku, nie mógł dostać żadnej nagrody. Później jednak był pokazywany za granicą, a także zdobywał inne nagrody, np. podczas międzynarodowego festiwalu filmów Lubuskie Lato Filmowe organizowanego w Łagowie" – zwrócił uwagę reżyser.

Zapytany, czy często ogląda swój film, Falk powiedział, że "już nie tak często". "Jest on jednak często emitowany w telewizji, został również zdigitalizowany oraz poprawiony kolorystycznie i dźwiękowo. Wielu ludzi mówi mi, że właściwie jest to współczesny film, że to, o czym mówi, mogłoby się dziać i współcześnie. Myślę, że jest to po prostu bardzo uniwersalny film" – podkreślił.

"Wodzirej jest dla mnie najbardziej znaczącym ze wszystkich moich filmów, ponieważ to dzięki niemu jestem zapamiętany. Ostatnio spotykam się z już młodszymi widzami, którzy pamiętają tylko Komornika i Samowolkę, a Wodzireja już nie oglądali. Mimo że ciągle mam wrażenie, że jestem autorem jednego filmu, czyli Wodzireja, to cieszy mnie to, że młodzi widzowie jednak doceniają inne filmy, które zrobiłem" – wyjaśnił Falk.

Ważną postacią w filmie – obok głównego bohatera – jest jego przyjaciel Romek Hawałka, w którego wcielił się Michał Tarkowski. "Szczególnie zapadła mi w pamięć scena końcowa. Jerzy Stuhr zagrał tak sugestywnie, że widz czekał na to, aby spotkała go za jego podstępne działania jakaś kara. Podczas pracy nad tą sceną pojawił się jednak problem, w jaki sposób ta sprawiedliwość ma dosięgnąć Lutka Danielaka. Padały różne pomysły, niektóre nawet absurdalne, jak chociażby ten, że podczas balu urwie się żyrandol i go przygniecie. I w pewnym momencie, kiedy już wszyscy się poddali, operator Edek Kłosiński powiedział, że co by było, gdyby mu ktoś po prostu przyłożył i najlepiej, żeby to był jego przyjaciel" – wyjaśnił aktor. "Dzięki takiemu zakończeniu tej sceny zyskałem sympatię wielu widzów - potrafili do mnie podejść na ulicy i powiedzieć, że nieźle przywaliłem Stuhrowi" – dodał.

Michał Tarkowski zaznaczył, że po roli Romka w "Wodzireju" został już definitywnie wsadzony do szufladki "Przyjaciel głównego bohatera", co zaczęło się już w czasach "Człowieka z marmuru". "Kiedy zatem szukano aktora do postaci pozytywnej lub przyjaciela głównego bohatera, to zawsze byłem brany. Naprawdę się z tym mordowałem, aż mówiłem: dajcie mi zagrać jakąś paskudę albo przynajmniej rolę komediową. Dla aktora wyzwaniem jest bowiem granie przeciw warunkom, a nie tylko zgodnie z nimi. Nawet wtedy, kiedy powstawała druga część Wodzireja, mówiłem: Felek, zrób ze mnie jakiegoś przekręconego, bo już wystarczy, że w pierwszej części byłem dobry. Ale nie, nadal musiałem być postacią pozytywną. Wreszcie młody reżyser Paweł Borowski, który robił film Zero, dał mi rolę wrednego człowieka. Aż przyjemnie było mi patrzeć" – powiedział.

"Film Wodzirej w skrajny sposób piętnował życiową postawę głównego bohatera, który uosabiał wszystkie najgorsze ludzkie cechy. O takich ludziach jak tytułowy wodzirej mówiło się, że bocian znajduje na śmietniku. Główny bohater próbował osiągnąć swój cel, idąc po trupach i zdradzając wszystkich. Myślę, że nawet gdyby udało mu się zdobyć wodzirejowanie na tym ważnym balu, to i tak byłoby to dla niego za mało. Czy przypadkiem nie marzył o tym, żeby zrobić następnie karierę, np. polityka? Obrazu takiego drania nie spotkamy w żadnym innym polskich filmie" - powiedziała PAP Bożena Janicka, krytyk filmowy.

Film cieszył się dużą popularnością wśród widzów. "Oglądanie na ekranie tak skrajnie negatywnego typa jest zawsze atrakcją. Widzowie nie rozpoznają w głównym bohaterze siebie, wręcz z satysfakcją uważają, że są lepsi od tego szumowiny wodzireja. Tak skoncentrowane zło jest na swój sposób atrakcyjne, a widz nieświadomy, że po części może to być opowieść i o nim, siedzi spokojnie w kinie lub przed telewizorem" – zwróciła uwagę Janicka.
Anna Kruszyńska

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic