„Na moim pierwszym w życiu Comic Conie ludzie nie stawali w kolejce do mnie, bo jestem czarnoskóry. Bez dwóch zdań coś takiego wywarło na mnie efekt, gdy byłem młodym chłopakiem” – powiedział podczas konwentu w Brukseli Caleb McLaughlin, który debiutował w hicie Netfliksa w wieku piętnastu lat. Dodał jednak, że nie wszystkie oznaki braku sympatii wynikały z rasizmu. "Niektórzy mówili do mnie, że mnie nie lubią, bo byłem zły dla Jedenastki” – wyznał aktor, wspominając o postaci granej w „Stranger Things” przez Millie Bobby Brown.
Przejawów rasizmu aktor doszukuje się także w tym, że ma mniej fanów w mediach społecznościowych niż inne gwiazdy popularnego serialu Netfliksa. „Nawet teraz niektórzy ludzie nie śledzą moich mediów społecznościowych, ani mnie nie wspierają, bo jestem czarnoskóry. Czasami za granicą czujesz rasizm, czujesz bigoterię. Czasami ciężko o tym mówić tak, żeby ludzie cię zrozumieli. Kiedy byłem młodszy, zdecydowanie bardzo mnie to dotknęło” – powiedział serialowy Lucas.
„Gdybym wtedy o tym myślał, na pewno zastanawiałbym się, czemu fani najmniej lubią moją postać. Czemu mam najmniej followersów. Przecież jestem w tym samym serialu od początku tak samo, jak inni. Moi rodzice musieli mi wytłumaczyć, że smutna prawda jest taka, że to dlatego, iż jestem czarnoskórym dzieciakiem w serialu. Ludzie mnie nie kochają, bo urodziłem się z piękną, czekoladową skórą. Ale właśnie dlatego w moich mediach społecznościowych chcę emanować pozytywnym przekazem i miłością, bo nie zamierzam nienawidzić ludzi, którzy nienawidzą mnie” – stwierdził na koniec McLaughlin.
Wiadomo na pewno, że McLaughlin wystąpi w piątym sezonie „Stranger Things”. Młody aktor jest też w obsadzie najnowszego filmu Lee Danielsa zatytułowanego „The Deliverance” („Wybawienie”), gdzie gra u boku Glenn Close i Omara Eppsa. Będzie to opowieść o rodzinie, która jest przekonana, że dom, w którym mieszka, to wrota do piekła. (PAP Life)