1 czerwca 2022 roku przejdzie do historii jako dzień zakończenia "procesu dekady", który Johnny Depp wytoczył Amber Heard. Ława przysięgłych uznała, że gwiazda „Aquamana” w istocie zniesławiła byłego męża, nazywając siebie „ofiarą przemocy domowej” w artykule opublikowanym na łamach „The Washington Post”. W związku z tym Heard musi wypłacić byłemu mężowi zadośćuczynienie w wysokości 10,35 mln dolarów. Sama otrzyma od niego 2 mln, bo zdaniem przysięgłych gwiazdor „Piratów z Karaibów” również dopuścił się zniesławienia, czego usiłowali dowieść prawnicy aktorki w wytoczonym przez nią powództwie wzajemnym.
Choć od zakończenia „procesu dekady” minęło już pół roku, zwaśnieni eksmałżonkowie nie zakopali wojennego topóru. Niespełna miesiąc temu zdobywca Depp zdecydował się odwołać od wyroku, jaki zapadł we wniesionym przez eksmałżonkę kontrpozwie. Zarzuciła ona byłemu mężowi, że za pośrednictwem swojego prawnika Adama Waldmana oczerniał ją w rozmowach z prasą. Ławnicy orzekli, że Depp faktycznie bez winy nie był. Adwokaci aktora postanowili więc ubiegać się o unieważnienie werdyktu i wnieśli apelację. „Pani Heard nie przedstawiła żadnych wiarygodnych dowodów. Sąd powinien uchylić wyrok w sprawie roszczenia wzajemnego, gdyż werdykt jest rażąco niespójny” – punktowali w ujawnionych przez media dokumentach sądowych.
Heard nie pozostała mu dłużna. I nic dziwnego, bo od początku dawała jasno do zrozumienia, że nie pogodzi się z czerwcowym wyrokiem. Już na początku lipca jej prawnicy wnieśli do Sądu Okręgowego w hrabstwie Fairfax 43-stronicowy wniosek o unieważnienie procesu. Utrzymywali oni, że Depp nie zdołał udowodnić w sądzie, że stracił rolę w „Piratach z Karaibów” ze względu na oskarżenia byłej żony, która zarzuciła mu fizyczną, psychiczną i seksualną przemoc. Zwrócili też uwagę na błąd w dokumentach, który w ich opinii podważył wiarygodność jednego z ławników. Sędzia Penney Azcarate błyskawicznie odrzuciła jednak ich wniosek, twierdząc w wydanym orzeczeniu, iż nie dostrzegła „dowodów oszustwa lub wykroczenia”.
To jednak nie zraziło aktorki. Heard niedawno zatrudniła nowych adwokatów, a ci już przystąpili do działania. Wnieśli właśnie nowy wniosek, w którym żądają uchylenia wyroku lub powtórzenia całego procesu. „Sąd pierwszej instancji popełnił błąd, odrzucając sprzeciw Heard, w którym argumentowała, że jej omawiane na sali rozpraw wypowiedzi są jedynie opiniami, dlatego też nie mają mocy przekazania rzekomych zniesławiających implikacji. Jeśli to orzeczenie zostanie podtrzymane, będzie ono miało katastrofalny wpływ na inne kobiety, które będą się bały mówić publicznie o nadużyciach wpływowych mężczyzn” – napisali Jay Ward Brown i David L. Axelrod.
Nowi adwokaci Heard podkreślili też, że sędzia Azcarate nie uwzględniła „dowodów o wysokiej wartości dochodzeniowej”, a dopuściła „dowody nieistotne i krzywdzące”. Zwrócili też uwagę na to, że Depp przegrał wcześniej proces o zniesławienie, który wytoczył brytyjskiej gazecie „The Sun”. Sąd uznał, że dziennikarz tego tabloidu miał prawo nazwać aktora „żonobijcą”. „Ta sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu, gdyż inny sąd uznał już, że Depp w istocie znęcał się nad Heard. Skoro przysięgli orzekli na korzyść Heard w jej roszczeniu wzajemnym, musieli dojść do wniosku, że mówiła prawdę o byciu ofiarą przemocy domowej. W związku z tym werdykt przeciwko Heard nie może się utrzymać” – skwitowali prawnicy aktorki.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że już wkrótce poznamy ostateczny finał słynnego konfliktu. Zgodnie z prawem obowiązującym w Wirginii, gdzie toczył się proces, grupa sędziów zdecyduje teraz o meritum obu odwołań. Jeśli któraś ze stron nie zaakceptuje werdyktu, będzie mogła skierować sprawę do Sądu Najwyższego Wspólnoty Narodów. Oznacza to, że zanim nastąpi rozstrzygnięcie, upłyną miesiące, a nawet lata. (PAP Life)