Odnosząc się do polskich roszczeń wobec Niemiec, uważa on, że staraniom o ich uzyskanie powinny towarzyszyć równolegle presja dyplomatyczna i ścieżka prawna. Jak wskazuje badacz "taka presja może przynieść powodzenie, czego dowodzi przykład Namibii, która dostała od Niemiec odszkodowania za ludobójstwo, choć formalnie nie było ku temu podstaw prawnych".
Dr Moffett przypomina, że w zeszłym roku, po kilku latach negocjacji, Niemcy zgodziły się zapłacić odszkodowania Namibii za dokonane w latach 1905-08 ludobójstwo plemion Herero i Nama, choć miało to miejsce, zanim jeszcze stworzono konwencję w sprawie ludobójstwa, zatem formalnie nie było podstaw prawnych do stwierdzenia, że nastąpiła ta zbrodnia.
"Jednak wskutek politycznej presji Niemcy doszli do wniosku, że należy tę sprawę zamknąć, co pokazuje, że takie kwestie można rozwiązywać, nawet jeśli nie ma podstawy prawnej, jeśli tylko jest polityczna wola" - konkluduje dr Moffett.
Dr Moffett zgadza się z tym, że wskutek II wojny światowej Polska miała gorsze "szanse życiowe" i konsekwencje doznanych wówczas zniszczeń na wielu obszarach są nadal widoczne. Zarazem wskazuje, że stanowisko Niemiec jest takie, iż porozumienie kończące wojnę zostało zawarte i Niemcy nie będą przyjmować żadnych dalszych roszczeń do tego traktatu pokojowego, w którym ustalono wszystkie rzeczy. Dlatego też konieczna jest "presja dyplomatyczna".
"Nie sądzę, żeby sprawa przed międzynarodowym trybunałem miała duże szanse na sukces, bo musiałoby zostać wykazane, że istnieje podstawa prawna do wypłacenia reparacji, a to wymagałoby zmiany traktatu pokojowego. Traktat pokojowy jest pewnego rodzaju kontraktem i obie strony musiałyby się zgodzić na jego zmianę, a nie sądzę, by Niemcy chciały to zrobić. To nie jest tylko sprawa prawna, ale też polityczna i musi być duża presja na Niemcy" - uważa Moffett. "I taka presja może przynosić efekt" - dodał.
Z roszczeniami występuje też od lat Grecja, ale jak uważa ekspert, przypadek Polski jest trudniejszy ze względu na późniejsze porozumienia - władz PRL z NRD i PRL z RFN - a także ze względu na fakt, że Grecja nie była stroną bezpośrednią porozumienia pokojowego po II wojnie światowej. Zaznacza jednak, że Niemcy co do zasady nie chcą - podobnie zresztą jak Wielka Brytania - by sprawy z przeszłości były objęte reparacjami, gdyż ustanowiłoby to precedens, który zachęcałby następnych do podobnych roszczeń.
Dr Moffett wskazuje, że reparacje wojenne mają długą historię i sięgają czasów wczesnej starożytności. Różne formy odszkodowań za zniszczenia wojenne stosowali starożytni Egipcjanie i Sumeryjczycy, a następnie starożytni Grecy. Praktykę nakładania reparacji na przegranych, nakładając ciężkie warunki pokoju po wojnach punickich z Kartaginą, ustanowili starożytni Rzymianie, którzy traktowali to zarówno jako sposób ustanowienia podległości ze strony przegranych, jak i zabezpieczania pokoju. Reparacje stosowano także w kolejnych wiekach z tym, że cały czas były one ustalane jednostronnie, przez zwycięską stronę w wojnie.
"Natomiast w prawie międzynarodowym praktyka reparacji sformalizowana została w ciągu ostatnich nieco ponad stu lat, gdy większy akcent położono na multilateralizm. Zarówno Stały Trybunał Sprawiedliwości Międzynarodowej i jego następca, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznały, że jeśli państwa popełniają bezprawne czyny, powinny naprawić ich konsekwencje, tak jak to możliwe, zatem mają obowiązek płacenia reparacji" - mówi Luke Moffett.
Dodaje on, że praktyka reparacji nie ogranicza się do państw, bo też w społecznościach, które nie były zorganizowane jako państwa, jak plemiona, które kończąc konflikt i nie chcąc, by był on kontynuowany, uzgadniały jakąś formę kompensacji.
"Więc nie jest to tylko prawo międzynarodowe – reparacje według mnie są sposobem na to, by ci, którzy doznali cierpień i ci, którzy je spowodowali, zakończyli wrogość i mogli pójść dalej" - podkreśla.