Christian Bale to znakomity aktor, zwolennik tzw. metody Lee Strasberga, która polega na utożsamieniu się z odgrywaną postacią. Na planie „Amsterdamu” sama metoda jednak nie wystarczyła i Bale miał podczas ujęć problem z tym, by zmienić się w żołnierza, którego grał w filmie Russella. Wszystko przez Chrisa Rocka. „Pamiętam jego pierwszy dzień na planie. Byłem podekscytowany tym, że go spotkam. Jestem wielkim fanem jego standupu. Potem się pojawił i zaczął robić pewne rzeczy. David powiedział mu, żeby opowiedział mi parę historii, o których nie wiedziałem, że mi je opowie. David często w ten sposób pracuje, a mnie się to bardzo podobało” – powiedział Bale w rozmowie z portalem „IndieWire”.
„Tyle tylko, że Chris był tak cholernie zabawny, że okazało się, że nie byłem w stanie grać. Bo zamieniałem się w Christiana śmiejącego się z Chrisa Rocka. Podszedłem więc do niego i mówię: Kolego, fajnie się z tobą rozmawia, mamy wspólnych przyjaciół, ale tak dalej nie dam rady. David nie po to zatrudnił mnie do tego filmu, żeby przyglądać się jak chichoczę. Zatrudnił mnie, żebym zagrał rolę Burta, a ja zapominam, jak być Burtem” – dodał aktor.
Chris Rock nie jest pierwszym aktorem, od którego na planie odizolował się Christian Bale. Znany ze swojego poświęcenia w przygotowaniu do kolejnych ról – niemal na zawołanie mocno chudnie bądź znacząco przybiera na wadze – aktor tłumaczy, że to częsty sposób jego wchodzenia w rolę. „Często spotykam tych niewiarygodnych ludzi, ale się od nich izoluję. Wiem, że jeśli poznam ich za dobrze, to okazuje się, że sam dla siebie staję się niewiarygodny w danej scenie” – stwierdził na koniec gwiazdor „Amsterdamu”.
Akcja nowego filmu Davida O. Russella rozgrywa się w latach 30. ubiegłego wieku. Opowiada historię dwóch żołnierzy i sanitariuszki, którzy zostają wrobieni w morderstwo. Wkrótce trafiają na trop jednej z najbardziej szokujących intryg w historii USA. (PAP Life)