„Nie uważam, że to film, który by mu się nie spodobał, choć nie uważam też, że by go polubił. Na pewno byłby zaskoczony. Powtarzam to, co mówiłem już wcześniej. Chętnie się z nim spotkam i omówię cały kontekst mojego filmu. Urządzilibyśmy seans, a potem o nim pogadali, jeśli interesuje to kogoś pracującego przy jego kampanii” – powiedział reporterom w Cannes Ali Abbasi, cytowany przez AFP.
Nic nie wskazuje jednak na to, by osoby związane z kampanią prezydencką Donalda Trumpa były zainteresowane takim seansem. Nadzorujący kampanię Steven Cheung mówi o tej produkcji następująco: „To filmowy śmieć, to czysta fikcja”. Wskazuje, że nie jest to pierwszy raz, kiedy Hollywood chce wpłynąć na wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, oczerniając kandydata prowadzącego aktualnie w sondażach. Cheung zapowiedział, że zostanie złożony pozew przeciwko twórcom filmu, w odpowiedzi na to, w jak fałszywy sposób przedstawili Trumpa.
Ci, którzy mieli okazję zobaczyć dzieło Abbasiego podczas canneńskiej premiery, nie mają wątpliwości, że wśród wielu scen, w których Trump przedstawiony został w negatywnym świetle, scena gwałtu, którego dopuszcza się na swojej pierwszej żonie, Ivanie, jest najmocniejsza.
„The Apprentice” nie ma jeszcze daty amerykańskiej premiery. Abbasi w trakcie konferencji prasowej odniósł się też do zaplanowanych na 5 listopada wyborów prezydenckich. „Zbliża się duże wydarzenie promocyjne, które pomoże naszemu filmowi. Nazywa się amerykańskimi wyborami. Druga debata pomiędzy Trumpem a Joe Bidenem zaplanowana została na 15 września. Powiedziałbym, że to dobra data na premierę” – mówi reżyser, który apeluje też o kolejne podobne produkcje. „Nie można w metaforyczny sposób rozprawiać się z faszyzmem. Czas na to, by filmy znów miały znaczenie. Czas na to, by znów kręcić polityczne filmy” – twierdzi, nawiązując do hasła wyborczego Trumpa. (PAP Life)