Wideo, które zaczęło krążyć w Internecie tuż po premierze filmu „Nie martw się, kochanie”, cieszyło się ogromnym zainteresowaniem. Obejrzało je blisko półtora miliona widzów. Widać na nim Chrisa Pine’a siedzącego na widowni, do którego podchodzi Harry Styles. Siadając Styles wykonuje ruch, który rzeczywiście mógłby wskazywać na oplucie kolegi z planu. Zachowanie Pine’a również mogłoby to sugerować, jednak nagranie w 100 proc. nie potwierdza, ani nie zaprzecza takiemu przebiegowi wydarzeń.
„To absurdalna historia. Kompletny wymysł będący efektem dziwnej internetowej iluzji, która jest wyraźnie zwodnicza i pozwala na głupie spekulacje. Żeby wszystko było jasne: Harry Styles nie napluł na Chrisa Pine’a. Obydwu tych mężczyzn łączy szacunek i każde inne sugestie są topornymi próbami stworzenia dramatu, który zwyczajnie nie miał miejsca” – oświadczył rzecznik Pine’a w oświadczeniu przesłanym redakcji portalu „Variety”.
Powyższą interpretację wydarzeń sugeruje też źródło zbliżone do Festiwalu Filmowego w Wenecji, na które powołuje się „Variety”. Według tej relacji, między Pine’em i Stylesem nie było w trakcie premiery żadnych napięć, a rzekome oplucie nie było zauważone przez nikogo z obecnych podczas premiery gości.
Dementowany teraz incydent to jedna z wielu sytuacji podczas promocji filmu „Nie martw się, kochanie”, które sugerowałyby, że za kulisami produkcji Wilde działo się źle. Wszystko zaczęło się od usunięcia z planu Shii LaBeoufa i zastąpienia go Stylesem. Już wokół tej roszady narosło wiele niedopowiedzeń. Teraz w trakcie festiwalu w Wenecji dużo zaczęto mówić o konflikcie Wilde z gwiazdą jej filmu, Florence Pugh. Obie panie nie pozowały razem na czerwonym dywanie, a po skończonym seansie filmu nawet na siebie nie spojrzały.
Po pokazie w Wenecji przeważają teraz przeciętne i krytyczne recenzje filmu „Nie martw się, kochanie”. Jak wypadł naprawdę, o tym będzie można przekonać się już od 23 września, kiedy to film Wilde trafi do kin. (PAP Life)