Nie pomógł fakt, że przed sądem w Los Angeles właśnie toczy się kolejny proces Harveya Weinsteina, podczas którego niesławny producent filmowy broni się przed następnymi zarzutami dotyczącymi przestępstw seksualnych. Choć media prześcigają się w relacjach z rozpraw, to nie przełożyło się to na zainteresowanie premierą filmu „Jednym głosem”. Debiutująca w północnoamerykańskich kinach produkcja o skompromitowanym producencie zarobiła w trakcie weekendu otwarcia jedynie 2,2 miliona dolarów. To jeden z najgorszych wyników kasowych otwarcia dla filmu dużego studia filmowego. W tym przypadku Universal Pictures. Na osłodę pozostają jedynie dobre recenzje i rozpatrywanie filmu „Jednym głosem” pod kątem filmowych nagród.
„Ciężko sprzedać widzom taki film. Ludzie szukają teraz w kinach eskapizmu. Nawet dorośli widzowie szukają takich filmów, które oderwą ich od rzeczywistości” – ocenia Shawn Robbins z Boxoffice Pro. Efekt widać za każdym razem, gdy na ekrany kinowe trafi poważny dramat dla dorosłej publiczności. Wyniki kasowe tego rodzaju produkcji w północnoamerykańskim box-office są zwykle słabe. Opowiadający o molestowaniu seksualnym w świecie muzyki klasycznej „Tar” zarobił w siedem tygodni 4,9 miliona dolarów, „Armagedon” Jamesa Graya w miesiąc zarobił zaledwie 1,8 miliona dolarów. Podobnie radzą sobie m.in. „W trójkącie”, „Duchy Inisherin” czy „Till”. W przypadku większości z nich bardzo dobre recenzje nie idą w parze z zainteresowaniem widzów.
„Możliwe, że jesteśmy świadkami ogromnej zmiany. Koniec końców to widzowie decydują o tym, co jest kręcone. A na obecną chwilę nie są zainteresowani takimi filmami” – ocenia Bock. Szefowie dużych studiów zauważają, że widzowie unikają zbyt depresyjnych filmów, a nie wszystkie poważniejsze produkcje skazane są na porażkę. Po drugiej stronie tego równania znajdują się takie filmy jak m.in. „Elvis” czy „Wszystko wszędzie naraz”, którym udało się osiągnąć kasowy sukces. (PAP Life)