11 listopada do polskich kin trafiła wyczekiwana kontynuacja głośnego filmu „Czarna Pantera” z 2018 roku, w którym główną rolę zagrał nieżyjący już Chadwick Boseman. Dwa lata po premierze produkcji gwiazdor zmarł, gdyż zmagał się z nowotworem okrężnicy, co trzymał w tajemnicy przed światem. Sequel obrazu, będący swego rodzaju hołdem dla zmarłego aktora, przyciągnął tłumy widzów – w miniony weekend znalazł się na pozycji lidera amerykańskiego box office’u, bijąc zarazem kasowy rekord wszech czasów, jeśli chodzi o listopadowe premiery kinowe.
Choć pierwotnie druga część miała stanowić kontynuację przygód tytułowej Czarnej Pantery, życie napisało zgoła inny scenariusz. Ze względu na śmierć odtwórcy głównej roli trzeba było dostosować fabułę do nowych realiów. Zgodnie z przewidywaniami, film „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” nie unika odniesień do odejścia Bosemana, którego bohater – władca afrykańskiego państwa Wakanda, T’Challa – także zostaje uśmiercony. Scenarzyści postanowili ukazać, jak wpłynęło to na jego najbliższych – matkę, siostrę oraz ukochaną, w którą wcieliła się Lupita Nyong’o.
W rozmowie z „The Hollywood Reporter” aktorka wyznała, że przygotowując się do występu w sequelu produkcji, inspirowała się wdową po zmarłym koledze z planu, Simone Ledward Boseman. „Utrata Chadwicka była potwornie trudnym doświadczeniem. Ale nie był on dla mnie tym, kim był dla mojej bohaterki Nakii. Nie potrafię wyobrazić sobie, jak to jest stracić miłość swojego życia. Pamiętam, jak podczas nabożeństwa żałobnego obserwowałam jego żonę. Jej postawa mnie zszokowała. Prezentowała taką godność i siłę, była niczym dąb. Pracując nad rolą, dużo o niej myślałam. Chciałam dać świadectwo jej siły” – wyznała laureatka Oscara. (PAP Life)