Powodem przedwczesnej śmierci Chadwicka Bosemana był nowotwór okrężnicy. Aktor nie opowiadał jednak o swojej chorobie, dlatego jego odejście dla wielu było szokiem. Bardzo przeżył ten moment Ryan Coogler, który po śmierci aktora nie widział sensu kręcenia kolejnych filmów. „Byłem w takim momencie, że chciałem nawet zrezygnować z kariery filmowej. Nie wiedziałem, czy będę w stanie przetrwać cały okres potrzebny na przygotowanie filmu, nie mówiąc już nawet o drugiej »Czarnej Panterze«. Było to dla mnie zbyt bolesne. Nie wiedziałem, czy będę w stanie myśleć o tym wszystkim tak jak wcześniej” – wyznał reżyser w rozmowie z „Entertainment Weekly”.
Ostatecznie jednak Coogler uznał, że powinien kręcić kolejne filmy, a przekonały go do tego wspomnienia związane z Bosemanem. „Przypominałem sobie wiele rozmów, jakie odbyłem z Chadwickiem, które dotyczyły – jak uświadomiłem sobie później – końca jego życia. Zdecydowałem, że bardziej sensownym rozwiązaniem będzie kontynuowanie kariery” – wspomina dalej filmowiec. W efekcie już 11 listopada tego roku do kin na całym świecie wchodzi film „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu”. Rola księcia/króla T’Challi, w którą wcielał się w pierwszej części serii Boseman, nie została ponownie obsadzona.
„Moim zadaniem, jako filmowca, jest robienie rzeczy, które są dla mnie ważne. Jeśli nie wierzę w to, co robię, ciężko mi będzie przekonać innych ludzi do tego, żeby dali z siebie wszystko. Aby tak było, oni też muszą wierzyć w to, co robią. Na koniec dnia muszę więc czuć, że dokonane przeze mnie wybory są dla mnie właściwe. Kiedy filmowcy nie podążają za własnym sercem, można to wyczuć. I według mnie takie projekty nie mają szansy się udać” – stwierdził Coogler w dalszej części wywiadu tłumacząc, z jakim nastawieniem zabierał się za kręcenie drugiej części „Czarnej Pantery”. (PAP Life)