Wystawę, na którą składają się zdjęcia dokumentujące 2-tygodnową wyprawę eksploracyjną oraz kulisy odkrycia wraku niemieckiego liniowca, można oglądać od środy we wrocławskim Ratuszu.
Liniowiec Steuben, jeden z najbardziej ekskluzywnych statków lat 30. XX w., został zatopiony przez okręt podwodny Armii Czerwonej 10 lutego 1945 r. na Bałtyku na wysokości Ustki. Wraz z liniowcem, który został trafiony dwoma torpedami, na dno poszło 4,5 tys. osób - głównie rannych Niemców oraz ludności cywilnej, która pod koniec II wojny światowej próbowała uciekać przed ofensywą wojsk sowieckich z Prus Wschodnich. Z 5200 pasażerów, którzy wsiedli na statek, zdołało się uratować ok. 700 osób. 10-metrowa wyrwa, jaka powstała po trafieniu torped, sprawiła, że liniowiec zatonął w 10 minut.
Jak twierdzą organizatorzy wystawy, ale i wyprawy na dno Bałtyku, „zatonięcie Steubena to jedna z największych tragedii morskich wszech czasów, straszniejsza w skutkach nawet od słynnej tragedii Titanica”.
Wyprawa zorganizowana przez "National Geographic" (NG) miała miejsce w sierpniu 2004 r. Trwała dwa tygodnie i wzięło w niej udział 17 osób z Polski, Niemiec, Czech i Stanów Zjednoczonych. Jak opowiadał dziennikarzom kierownik wyprawy i zastępca redaktora naczelnego NG, Marcin Jamkowski, wyprawa była bardzo trudna i ryzykowna, ale udało się niemal w całości osiągnąć cele, jakie sobie postawiono. „Udało nam się zrobić reportaż o tej tragedii dotrzeć do wraka spoczywającego na dnie Bałtyku od 60 lat, wraka, którego wcześniej nikt nie eksplorował. Rozmawialiśmy również z bohaterami, którzy przeżyli tamtą tragedię. Rozmawialiśmy i z tymi, którzy byli na pokładzie okrętu podwodnego i zatopili
liniowca” - mówił Jamkowski.
Przyznał, że jedyne, czego nie udało się osiągnąć, to stworzenie dokładnej i szczegółowej dokumentacji zdjęciowej wraka spoczywającego na dnie morza. Jak wyjaśnił, w eksploracji brali udział m.in. dwaj amerykańscy inżynierowie-specjaliści od morskich robotów. I właśnie jeden z takich robotów miał wykonać „fotomozajkę”, czyli sfotografować cały wrak centymetr po centymetrze. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu, bowiem wrak oplatają rybackie sieci, w które 2-krotnie zaplątał się robot. W sieci zaplątywali się również płetwonurkowie, co było bardzo niebezpieczne.
Marzena Hmielewicz, fotoreporterka, która zajmowała się dokumentacją wyprawy, przyznała, że to były wyjątkowo trudne warunki pracy. „Sztorm, moja choroba morska i straszny natłok nie tylko spływających informacji, ale i ludzi oraz wydarzeń, które miały miejsce, a które ja fotografowałam” - mówiła Hmielewicz. Podwodną dokumentacją zajął się niemiecki fotografik Christoph Gerigk, dwukrotny zdobywca Word Press Photo za zdjęcia podwodne właśnie.
Jamkowski wyjaśnił, że ekipa nie zdecydowała się na wejście do wnętrza wraku, traktując go jako swoisty cmentarz, bowiem osoby, które zatonęły, nigdy nie zostały wydobyte i pochowane. "To byłoby bardzo trudne. Całe dno wokół Steubena usiane jest ludzkimi kośćmi" - mówił Jamkowski. Zastrzegł, że fotoreporter dostał się na mostek kapitański, ale podobno na mostku nikt nie zginął.
Na wystawie zaprezentowano ponad 30 zdjęć. Wystawę można oglądać do 26 lutego.