Krajobraz kinowy po pandemii COVID-19 zmienił się nieodwracalnie. Kina wciąż nie potrafią podnieść się po tym okresie, gdy w większości pozostawały zamknięte lub działały z dużymi ograniczeniami, a na popularności zyskały serwisy streamingowe. Wśród najbardziej poszkodowanych gatunków filmowych znalazły się m.in. tzw. średniobudżetowe dramaty dla widzów dorosłych, ale też wysokobudżetowe rozrywkowe widowiska.
Rozwiązaniem tej sytuacji dla blockbusterów może być sztuczna inteligencja, której wykorzystanie może pomóc znacząco zmniejszyć budżety takich produkcji. Takiego zdania jest twórca „Terminatora”, „Titanica” czy „Avatara”, James Cameron.
Jednym z największych czynników generujących koszty – oprócz aktorów – jest kosztowne przygotowanie efektów wizualnych. Zdaniem Camerona, wykorzystanie w tym procesie sztucznej inteligencji ograniczyłoby je o połowę. Szkopuł w tym, aby dokonać tego bez żadnych zwolnień w ekipach filmowych. Pomóc w tym ma firma Stability AI, w której zarządzie Cameron jest od września 2024 roku.
„W dawnych czasach założyłbym firmę, aby to rozgryźć. Nauczyłem się jednak, że może nie jest to najlepszy pomysł. Pomyślałem więc, że dołączę do już istniejącej firmy. Moim celem niekoniecznie jest zarobienie fury siana. Moim celem jest zrozumienie tego, jak wiele środków trzeba zainwestować w stworzenie nowego modelu pracy, który można by zaimplementować w procesie tworzenia efektów wizualnych” – mówi Cameron w podcaście „Boz to the Future”.
Zdaniem filmowca sztuczna inteligencja ma pomagać artystom w tworzeniu, a nie ich zastępować. Na przykładzie scenarzystów wyraził wcześniej wątpliwość, czy AI byłaby w stanie napisać dobry scenariusz. Cameron nie wierzy, by sama technologia pozbawiona ludzkich doświadczeń, potrafiłaby opowiadać o takich rzeczach jak miłość, strach, moralność czy kłamstwo. Apeluje, by poczekać i najpierw zobaczyć, czy za 20 lat AI otrzyma Oscara za najlepszy scenariusz. A ewentualnie później się martwić. (PAP Life)