4 maja w San Diego miała miejsce uroczysta premiera filmu „Top Gun: Maverick”. Oczywiście, na filmowy pokaz przybyli aktorzy grający w tej produkcji. Najbardziej spektakularne wejście zaliczył Tom Cruise. Gwiazdor przyleciał na wydarzenie własnoręcznie pilotowany helikopterem.
Tom Cruise po raz kolejny udowodnił, że nie bez przypadku jest jednym z największych gwiazdorów współczesnego kina. Zamiast w kinie, swój najnowszy film aktor postanowił zaprezentować widzom na lotniskowcu amerykańskiej marynarki wojennej USS Midway zacumowanego u wybrzeży San Diego. A żeby zrobić jeszcze większe wrażenie, tuż przed seansem wylądował na pokładzie okrętu helikopterem, który osobiście pilotował. Jak powiedział do zgromadzonych na pokładzie fanów, przyjechanie Uberem byłoby zbyt proste. Pilotowania Cruise nauczył się w 2017 roku, na potrzeby roli w filmie „Mission: Impossible – Fallout”.
Chwilę po wylądowaniu nienagannie ubrany Cruise wkroczył na czerwony dywan. „Ta chwila i możliwość zobaczenia was wszystkich razem… to jest epickie” – powiedział. I dodał, że realizacja filmu „Top Gun: Maverick”, który jest kontynuacją hitu z 1986 roku, sporo kosztowała całą ekipę. Zdjęcia do tego filmu rozpoczęły się w 2018 roku, a późniejsza pandemia COVID-19 spowodowała opóźnienia w pracy na planie i wymusiła kilkukrotną zmianę terminu premiery. „Było to zniechęcające. Ten film znaczy tak wiele dla mnie, dla mojej kariery, dla studia Paramount, dla widzów. W końcu udało się go ukończyć, na co czekaliśmy od dawna” – wyznał Cruise.
Obecny na premierze filmu „Top Gun: Maverick” producent Jerry Bruckheimer potwierdził, że Tom Cruise osobiście wykonywał wszystkie popisy kaskaderskie. „Za każdym razem, gdy widzicie jak lata, to on siedzi w kokpicie. Nie da się odstawić Toma Cruise’a na bok. Zawsze zrobi to, co należy zrobić” – nie szczędził pochwał gwiazdorowi. Cruise’a wychwalali też koledzy z planu. „Tom robi wszystko na całego. Zorganizował więc dla nas trening lotniczy. Wszystko po to, byśmy siadając potem za sterami F/A18 nie zemdleli albo nie zwymiotowali na własność marynarki wojennej. Byliśmy przerażeni, ale w pewnym momencie dotarło do nas, że damy radę” – wyznali Glen Powell i Jay Ellis cytowani przez portal „The Hollywood Reporter”.
Wycisk, jaki dostali aktorzy podczas przygotowań do zdjęć, pozwolił im zaprezentować na ekranie godną pozazdroszczenia tężyznę fizyczną. „Mieliśmy na sobie cztery czy pięć warstw różnego typu olejków, które dawały pewność, że będzie widać każdy nasz mięsień. Żaden z nas nie mógł stać w pobliżu płomienia, ale było super” – zażartował Ellis.
Po wywiadach na pokładzie lotniskowca, obsada filmu ruszyła do Civic Center Theater w San Diego, gdzie po raz pierwszy pokazano film Kosinskiego. (PAP Life)