W środowisku hodowców koni Monty Roberts jest kimś więcej niż ekspertem - jest uznawany za guru. Podobno to on był pierwowzorem tytułowego bohatera książki “Zaklinacz koni” Nicholasa Evansa, którą zekranizował Robert Redford. Wśród wielu ludzi, którzy cenili jego talent, wiedzę i podejście do koni była też brytyjska królowa. Jak podaje "USA Today", Elżbieta II była pod ogromnym wrażeniem łagodności, z jaką Roberts obchodzi się z tymi zwierzętami.
Monty Roberts mieszka w niewielkiej miejscowości Solvang w Kaliforni. Zanim zaczął zajmować się końmi, pracował z weteranami wojennymi cierpiącymi na PTSD. Elżbieta II dowiedziała się o jego metodach trenowania koni z jednego z branżowych pism. Gdy przeczytała tekst o nim, wysłała do Stanów Zjednoczonych jednego ze swoich trenerów, by zobaczył na własne oczy, jak Roberts pracuje. Wysłannik musiał być pod wielkim wrażeniem, bo niedługo później królowa zaprosiła Monty'ego do Wielkiej Brytanii, aby pracował z końmi rodziny królewskiej.
Było to ponad 30 lat temu. Od tamtej pory Monty Roberts kilka razy w roku przyjeżdżał, by doradzić królowej i osobom, które na codzień zajmowały się królewskimi końmi. Ale monarchini zależało także na tym, by szkolił innych, dlatego wysyłała go również do ponad 40 krajów w Afryce, Azji i Ameryce Południowej, aby propagował swoje metody. Królowa, co zdradził w jednym z wywiadów sam Roberts, zachęciła go do napisania książki „Człowiek, który słucha koni”, która stała się bestsellerem.
O ich wieloletniej relacji Monty Roberts opowiedział w wywiadzie, którego udzielił w przeddzień pogrzebu królowej w Opactwie Westminsterskim. "Niezręcznie mi samemu opowiadać o naszej przyjaźni. Ale w moim odczuciu, mieliśmy bardzo zażyłe relacje. Kilka razy nawet sama do mnie dzwoniła, chociaż zazwyczaj to ja dzwoniłem do niej. Tak było ustalone. Telefonowałem około 200 razy i nigdy nie zdarzyło się, by ze mną nie porozmawiała. Choć raz było blisko. Królowa była wtedy w Irlandii Północnej. Adiutant powiedział mi, że nie może w tej chwili rozmawiać, ale wtedy usłyszałem w tle, jak królowa pyta: Czy to Monty?, po czym natychmiast podeszła do telefonu, mówiąc, że spotkanie się skończyło" - wyznał 87-letni dziś trener koni.
Robertsowi na pogrzebie towarzyszyła jego żona, Pat. Wcześniej też przyjeżdżała z nim do Londynu. Zawsze mieszkali wtedy w pałacu Buckingham, a królowa traktowała ich jak rodzinę. Udzieliła też specjalnej zgody dotyczącej stroju Robertsa. Podczas jego pierwszych wizyt na dworze, personel pałacu prosił, aby za każdym razem, gdy się spotyka z królową, zdejmował kowbojski kapelusz. Elżbieta II się o tych prośbach dowiedziała i udzieliła oficjalnej królewskiej aprobaty, by Monty przebywał w jej obecności w swym zwykłym stroju - granatowej koszuli, czerwonej bandanie i kowbojskim kapeluszu. "Powiedziała mi: +Uznam, że to twój mundur, a to oznacza, że nie musisz zdejmować kapelusza, kiedy ze mną rozmawiasz. Większość osób, które o to pytałem, twierdzi, że to dość niezwykłe" – powiedział w wywiadzie Roberts.
Na pogrzeb trener złożył jednak formalny, żałobny strój. Nie chciał swoim kowbojskim kapeluszem przyciągać uwagi żałobników. (PAP Life)