Dr Emma Byrne w swojej książce "Bluzgaj zdrowo. O pożytkach z przeklinania" powołuje się na psychologa Richarda Stephensa, który ma "zaraźliwie entuzjastyczne podejście do przekleństw". Doktor ten co roku wraz ze swoimi studentami wymyśla coraz bardziej zaskakujące eksperymenty, które pomagają w rozwikłaniu skomplikowanych relacji pomiędzy bólem, uczuciami a... przeklinaniem. "Przekleństwa to wspaniałe narzędzie w nauce psychologii. Wszyscy się nimi fascynują, ponieważ każdy ich używa" - zauważa dr Stephens.
Aby sprawdzić tę zależność, a potem udowodnić słuszność swojej tezy, psycholog przeprowadził badania okupione cierpieniem nie tylko swoim, ale i swoich studentów... Przez wiele lat bowiem - jak uważają doktorzy - utrzymywało się powszechne przekonanie, że przekleństwa nie są skuteczną reakcją na ból. Z kolei wielu psychologów wierzyło, że przeklinanie jedynie pogarsza stan pacjenta, ponieważ wprowadza zniekształcenie poznawcze, zwane katastrofizacją.
"Tego rodzaju zniekształcenia oznaczają przesadę w myśleniu o rzeczach, z którymi nie potrafimy sobie poradzić i których nie umiemy zracjonalizować. Gdy katastrofizujemy, automatycznie zakładamy, że zło, które nam się właśnie przytrafiło, to absolutnie najgorsza rzecz na świecie. Potwierdzamy to wypowiedziami w rodzaju: nie wytrzymam tego dłużej!" - podaje Stephens i dodaje, że psychologowie myśleli, że przekleństwa wzmacniają to poczucie bezsilności.
Jego zdaniem, gdyby przeklinanie stanowiło część katastrofizującej reakcji, faktycznie mogłoby utrudniać poradzenie sobie z problemem. "Myślenie w stylu, że nie dam rady zwykle nie pomaga w zachowaniu odporności na przeciwności i ból" - uważa Stephens, który zaczął zastanawiać się nad tym, dlaczego przekleństwa są tak powszechną odpowiedzią na ból, skoro to ponoć niewłaściwa reakcja.
Na własnej skórze przeprowadził doświadczenie - uderzał się młotkiem w palec, by zauważyć, że seria przekleństw jest w takiej sytuacji nieunikniona. Następnie wraz ze swoimi studentami ponownie postanowił sprawdzić, czy wulgaryzmy naprawdę pogarszają nasze samopoczucie. Namówił grupę 67 studentów, by zanurzyli dłonie w lodowatej wodzie i trzymali je w niej tak długo, jak tylko mogą - i to nie raz, a dwa razy. Założenia eksperymentu wyglądały następująco: jeśli przeklinanie to nieodpowiednia reakcja na ból, to przeklinający ochotnicy powinni poddać się szybciej niż ci, którzy używali słów neutralnych.
Okazało się, że gdy ci sami ochotnicy przeklinali, wytrzymywali o połowę dłużej niż wtedy, gdy używali określeń związanych np. ze stołem. Co więcej, przekleństwa podwyższały ich tętno i obniżały poziom odczuwanego bólu; gdy przeklinali, doświadczali mniejszych cierpień. I tak badania doktora Stephensa dowodzą, że przeklinanie wpływa na percepcję bólu. (PAP Life)