W krótkim wykładzie wstępnym Michał Zabłocki przedstawił elementarz podstawowych haseł związanych z dystrybucją oraz zarysował panoramę polskiego rynku, przybliżając informacje o wiodących firmach dystrybucyjnych i najbardziej wpływowych sieciach kin. Omówił także proces zawierania umowy między producentem i dystrybutorem, w którym istotną rolę odgrywa Polski Instytut Sztuki Filmowej. Zdanie: „bez PISF-u nie ma filmu” przytoczył jako branżowy slogan.
Producent mówił także o roli dystrybutora, który kierując się wypracowanymi strategiami marketingowo-promocyjnymi, może naruszać artystyczną swobodą twórcy, co z jednej strony naraża film na komercjalizację, ale z drugiej ułatwia kontakt z widzem (np. przez sam, odpowiednio dobrany, tytuł).
Uczestników warsztatów zapoznano z procentowym podziałem wpływów z dystrybucji. Wynikało z niego, że producent ma szansę na odzyskanie wkładu własnego, jeżeli na film wybierze się co najmniej milion widzów. W zeszłym roku udało się to tylko dwóm polskim produkcjom: „Jesteś Bogiem” Leszka Dawida i „W ciemności” Agnieszki Holland. Małe zainteresowanie Polaków kinem narodowym jest przyczyną coraz poważniejszego problemu tzw. „zamrożonych filmów”, czyli produkcji już zrealizowanych, którymi nie chcą zająć się dystrybutorzy. Tym sposobem w „poczekalni” znajdują się często interesujące obrazy, np. „Zabić bobra”. Niedocenione w kraju dzieło Jana Jakuba Kolskiego zaintrygowało między innymi Brada Pitta i Martina Scorsese, a ich entuzjazm zmusił polskie środowisko do zadania sobie pytania: „jak to się mogło stać?”. Przytaczając ten przykład, Zabłocki wyraźnie pragnął zachęcić zebranych do większego zaufania w stosunku do rodzimych produkcji.