„Nie śledzę życiowych losów tego giganta technologicznego. Głównie dlatego, że nie chcę myśleć o sobie jako o kimś, kto jest kojarzony z kimś takim” – powiedział gwiazdor „Prawdziwego bólu”, Jesse Eisenberg, w rozmowie na antenie radia BBC Radio 4. Za rolę Zuckerberga przed laty został nominowany do Oscara.
„Nie chodzi mi o sytuację, w której zagrałem wielkiego golfistę czy kogoś takiego i teraz ludzie uważają, że jestem wielkim golfistą. Chodzi o rzeczy, które robi ten facet. Są problematyczne. Na swojej platformie nie dba o sprawdzanie faktów, o bezpieczeństwo użytkowników. Ci, którym już i tak się grozi na tym świecie, są przez to jeszcze bardziej zagrożeni” – kontynuuje Eisenberg.
Słowa aktora odnoszą się do decyzji Zuckerberga, który na początku tego roku ogłosił, że rezygnuje ze stosowanych do tej pory systemów sprawdzających prawdziwość publikowanych na nadzorowanych przez niego platformach wpisów i ich zgodności z faktami. Miało to rzekomo prowadzić do zbyt wielu błędów i za dużej cenzury. Teraz na Facebooku i Instagramie zostaną zastąpione przez community notes, czyli znane z X Elona Muska tzw. informacje kontekstowe. Za ich pomocą zweryfikowani użytkownicy platformy weryfikują wpisy jej użytkowników, które zawierają nieprawdę. System ten krytykowany jest za to, że nie ma wiele wspólnego z prawdziwym fact-checkingiem.
„Tacy ludzie mają miliardy dolarów i co z nimi robią? Robią przysługi hejterom. I nie mówię tego jako ktoś, kto grał Zuckerberga w filmie, ale jako mąż kobiety, która w Nowym Jorku zajmuje się nierównościami dotykającymi osoby z niepełnosprawnościami i żyje dla swoich uczniów, co w tym roku będzie nieco trudniejsze” – kończy aktor, który w tym roku ma szansę na Oscara za scenariusz rozgrywającego się w Polsce filmu „Prawdziwy ból”. (PAP Life)