Film „Elvis” opowiadający o burzliwym życiu i spektakularnej karierze Elvisa Presleya, był jedną z najgorętszych premier tego lata. Obraz Baza Luhrmanna przyciągnął do kin tłumy widzów, którzy w znakomitej większości docenili zarówno awangardową wizję reżysera, jak i błyskotliwą kreację odtwórcy głównej roli Austina Butlera. Zapowiedzią pozytywnego odbioru obrazu było jego entuzjastyczne przyjęcie przez uczestników festiwalu w Cannes, którzy nagrodzili go aż dziesięciominutowymi owacjami na stojąco. „Elvis” odniósł sukces także na zakończonym w minioną sobotę Międzynarodowym Festiwalu Filmowym EnergaCamerimage w Toruniu, gdzie zdobył nagrodę publiczności.
Choć produkcja zyskała również uznanie byłej żony Presleya, Priscilli oraz ich córki Lisy Marie, zachwytu tego nie podziela Linda Thompson. To z nią gwiazdor był związany pod koniec życia. Amerykańska piosenkarka i tekściarka poznała rozwiedzionego już artystę w 1972 roku i była z nim przez cztery kolejne lata. W filmowej biografii artysty próżno jednak szukać jakiejkolwiek wzmianki o Thomson. Ta zaś nie ukrywa, że czuje się boleśnie pominięta. „Baz Luhrmann nigdy się ze mną nie skontaktował. Ten film wyrządził Elvisowi krzywdę, bo zawiera wiele nieprawdziwych elementów” – orzekła w rozmowie z „The Mirror”.
Jak podkreśliła eksdziewczyna Presleya, twórcy przeinaczyli wiele faktów, zwłaszcza tych dotyczących ostatnich lat życia gwiazdora i jego relacji z Priscillą. „Za każdym razem, gdy Elvis był hospitalizowany, to ja dzieliłam z nim pokój. W filmie pokazano jego byłą żonę siedzącą przy szpitalnym łóżku. A ona go nawet nie odwiedziła. Elvis nadal żywił do niej urazę, że go zostawiła, by związać się z instruktorem karate. Przez te lata to ja się nim opiekowałam. Uratowałam mu życie kilkanaście razy” – wyznała Thompson.
Para rozstała się pod koniec 1976 roku, a więc na kilka miesięcy przed śmiercią Presleya, który zmarł na atak serca wywołany wieloletnim nadużywaniem leków. Thompson przyznała, że była zmęczona opieką nad ukochanym, który mimo pogarszającego się stanu zdrowia ani myślał zerwać z nałogiem. „Miałam problem z zaakceptowaniem innych kobiet w jego życiu, bo pozostawałam mu wierna. Podczas gdy ja, całkowicie uzależniona od kochania go, coraz bardziej zatracałam samą siebie, on pogrążał się w uzależnieniu od leków. To one były jego prawdziwą kochanką. Kiedy błagałam go, by zmniejszył dawkę, śmiał się, że planuje dożyć osiemdziesiątki” – wspomina Thompson. Presley zmarł 16 sierpnia 1977 roku w Memphis w wieku zaledwie 42 lat. (PAP Life)