ON AIR
od 18:00 Filmowa Historia Świata zaprasza: Urszula Urzędowska

Celine Dion kończy dziś 55 lat. Jak nigdy potrzebuje dobrych życzeń

„Pięć to moja szczęśliwa cyfra” – wyznała kiedyś Celine Dion. Jeśli rzeczywiście piątka przynosi jej szczęście, to dziś, w dniu 55. urodzin, ma go podwójną ilość. Ale też akurat teraz szczególnie go potrzebuje, bo musi stawić czoła najpoważniejszym problemom, jakie miała w życiu. W grudniu Dion wyznała, że cierpi na zespół sztywności uogólnionej, schorzenie neurologiczne, która dotyka jedną osobę na milion. Choroba jest nieuleczalna i znacząco ogranicza możliwość śpiewania, dlatego gwiazda odwołała część zaplanowanych na ten rok koncertów, niektóre z nich przełożyła na przyszły rok. Kariery jednak nie kończy. Zamierza zrobić, co się da, by móc wrócić na scenę. I jest pewna, że wróci na scenę.

Celine Dion kończy dziś 55 lat. Jak nigdy potrzebuje dobrych życzeń
Celine Dion /fot.PAP/EPA/ETIENNE LAURENT

Jej wygląd od pewnego budził niepokój. Nikt jednak nie podejrzewał, że coraz szczuplejsza sylwetka Dion to skutek problemów ze zdrowiem. Dziennikarze, którzy przez lata szczędzili jej złośliwości, w końcu zaczęli spekulować, że diwa przesadziła z odchudzaniem i doszła do momentu, w którym zaczęła przypominać wychudzone modelki. Być może te komentarze zabolały Dion, bo w końcu postanowiła ujawnić prawdę. „Od dłuższego czasu borykam się z problemami zdrowotnymi. Bardzo trudno jest mi stawić czoła tym wyzwaniom i mówić o wszystkim, przez co przechodziłam. Niedawno zdiagnozowano u mnie bardzo rzadką chorobę neurologiczną, zwaną zespołem sztywności uogólnionej, która dotyka mniej więcej jedną osobę na milion” – zdradziła łamiącym się głosem Dion w filmie, który zamieściła na Instagramie w grudniu ubiegłego roku. Wiedziała, że ta wiadomość będzie szokiem dla jej fanów. Dlatego od razu ich uspokajała, że choć jej choroba jest nieuleczalna, to ona codziennie ciężko pracuje, aby odzyskać siły i wrócić na scenę. „Wszystko, co znam, to śpiewanie, to robiłam przez całe życie i jest tym, co kocham robić najbardziej” - przyznała.

W istocie, muzyce zawdzięcza wszystko. Celina, urodzona w maleńkim miasteczku Charlemagne w kanadyjskiej prowincji Quebec, była najmłodszą z czternaściorga dzieci Adhémara i Therese. Jej ojciec pracował jako rzeźnik, mama zajmowała się domem. Jak łatwo się domyślić, w domu państwa Dion się nie przelewało. Jedyną rzeczą, jakiej Celine i jej rodzeństwu nigdy nie brakowało, była właśnie muzyka. Tata piosenkarki grał na akordeonie, mama na skrzypcach, więc domowe koncerty były na porządku dziennym.

Dzieci państwa Dion odziedziczyły talent muzyczny, ale szczególnym słuchem i głosem wyróżniała się właśnie Celine. Już jako kilkulatka zaczęła występować na lokalnych scenach i szybko stała się gwiazdą Charlemagne i okolic. Gdy miała 12 lat napisała, z pomocą matki i brata Jacques’a, swoją pierwszą piosenkę - „Ce n'était qu'un reve”. Taśmę z nagraniem tego utworu jej drugi brat Michel wysłał do René Angélila, menadżera popularnej kanadyjskiej piosenkarki Ginette Reno. Nie znał go, jego nazwisko i adres znalazł na okładce płyty Reno. Michel nie wiedział wtedy, że wysyłając tę taśmę, na zawsze odmieni życie swojej młodszej siostry. I zmieni bieg historii muzyki popularnej.

Angélil, który w przeszłości sam był piosenkarzem, po przesłuchaniu nagrania od razu wiedział, że ma do czynienia z wyjątkowym talentem. I zaprosił nastoletnią Celine na spotkanie. Podczas pierwszej rozmowy zapewnił ją, że zrobi wszystko, by została gwiazdą. Nie tylko w rodzinnej Kanadzie – na całym świecie, Żeby zdobyć pieniądze na nagranie i wydanie debiutanckiej płyty młodziutkiej piosenkarki, Angélil zastawił swój dom. Po latach przyznał, że nie bał się wówczas ryzyka – wiedział, że głos Celine oczaruje słuchaczy, a on nie tylko odzyska wyłożone pieniądze, ale jeszcze sporo zarobi. Ta inwestycja opłacała mu się z jeszcze jednego powodu. Po latach współpracy Celine zakochała się w nim, a w 1994 roku wyszła za niego za mąż.

Była już wtedy znana, więc jej decyzja o poślubieniu starszego o 26 lat mężczyzny po dwóch rozwodach i z trójką dzieci budziła spore kontrowersje. Ona jednak w rozmowie z „The Guardian” zapewniła, że przy wyborze swojego życiowego partnera była bardzo ostrożna. „Słuchałam swojego instynktu, René już był częścią rodziny” – wyznała. W innym wywiadzie zaś stwierdziła, że małżeństwo z Angélilem było oczywistym wyborem, bo oboje mieli podobne marzenia, cele i przede wszystkim darzyli się ogromnym szacunkiem. „Show biznes może być niebezpiecznym miejscem. Każdy, kto idzie do dżungli, może zobaczyć piękno, ale natura może cię też zjeść” – powiedziała w „Magnifissance” i dodała, że to właśnie dzięki René nigdy nie zgubiła się w tej dżungli. „Dał mi wiele siły przez te wszystkie lata, wyposażył mnie w narzędzia, dzięki którym dziś mogę rozpościerać skrzydła. Dziś czuję, że mam swój głos, co jest dość dziwne, szczególnie, że przez całą swoją karierę to właśnie na nim bazowałam” – przyznała.

Pierwszy poważny sprawdzian dla ich związku przyszedł w 1998 roku. U męża piosenkarki zdiagnozowano wówczas raka skóry. Celine podporządkowała wtedy swoje życie opiece nad mężem. „Mamy ekstrawaganckie życie, ale jesteśmy normalnymi ludźmi. Rak zdarza się, ale kiedy już cię dotknie, jest w twoim życiu na zawsze i uświadamia ci, jak cenne jest życie i, że każdego dnia musisz żyć jego pełnią” – powiedziała w jednym z wywiadów już po udanej terapii Angélila. I rzeczywiście, żyli pełnią życia. Niedługo po tym, jak Rene pokonał raka, małżonkowie zdecydowali, że chcą zostać rodzicami. Ich pierwszy syn, Réne-Charles, przyszedł na świat w 2001 roku, gdy Angélil miał już 59 lat. Kolejni dwaj, bliźnięta Nelson i Eddy, przyszli na świat dziewięć lat później. Ten najszczęśliwszy okres w ich rodzinnym życiu przerwało to, czego Dion najbardziej się obawiała. W 2014 roku Angélil znów zachorował na raka. Tym razem nowotwór zaatakował gardło i tym razem rokowania nie były optymistyczne. Artystka na krótko zawiesiła karierę, aby opiekować się mężem, jednak on wolał widzieć ją na scenie. Zmarł 14 stycznia 2016 roku. Ostatnie słowa, jakie Dion usłyszała od męża, to były życzenia udanego występu i wyznanie miłości.

Śmierć mężczyzny, który był największą miłością jej życia, była dla Dion wstrząsem. Mimo ogromnego wsparcia, jakie dostała od przyjaciół i fanów z całego świata, długo nie była w stanie normalnie funkcjonować. Choć dokończyła nagrywanie albumu „Encore un soir” i wydała go kilka miesięcy po śmierci ukochanego, to w trasę koncertową ruszyła dopiero w kolejnym roku. Wtedy po raz kolejny sił do działania dodała jej muzyka i chęć dzielenia się swoim śpiewem z innymi. „Nie mogę żyć ciągle rozpamiętując fakt, że straciłam męża, a moje dzieci ojca. Muszę być silna, ponieważ to jest mój sposób na życie. Wyprostuj się, bądź silna, myśl pozytywnie, rób wszystko, co możesz, by żyć dniem dzisiejszym, pamiętając, że nie wszystko jest idealne” – stwierdziła w rozmowie z „People” trzy lata temu. Gdy prasa zaczęła ją wypytywać o możliwe nowe związki, artystka dyplomatycznie odrzucała te dociekania wyjaśniając, że nie wie, co przyniesie jutro, a miłość na razie odnajduje w ukochanych synach. Właśnie o synach wspomniała, gdy zapytano ją o to, co uważa za swój największy sukces. „To nie ma nic wspólnego z albumami, pieniędzmi, nagrodami i liczbą sprzedanych płyt. Nadal jestem na scenie, ponieważ nadal kocham tę część mojego życia, ale to, z czego jestem najbardziej dumna, co uważam za swój największy sukces, to moja rodzina – trójka moich pięknych dzieci” – przyznała w rozmowie z „Magnifissance”.

Od czasu ogłoszenia ujawnienia informacji o chorobie Dion wycofała się z życia publicznego. Krótką informacją o stanie zdrowia autorki hitu „My Heart Will Go On” podzieliła się niedawno jej siostra Claudette. Zapewniła, że piosenkarka jest pod opieka najlepszych specjalistów i dokłada wszelkich starań, aby zniwelować oznaki choroby. Potwierdziła również, że artystka mocno wierzy w to, iż dzięki uporowi i wierze może przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu. Dion wiary i uporu nigdy nie brakowało. Ani na scenie, ani w życiu prywatnym, co udowodniła chociażby tym, że mimo problemów z płodnością została mamą. W najbliższym czasie siła, upór i wiara będą jej potrzebne jak nigdy przedtem. Pozostaje liczyć na to, że liczba 55 będzie – zgodnie z jej przekonaniami – szczęśliwa dla Dion. I dla tysięcy jej fanów, którzy chcą oglądać swoją ukochaną gwiazdę na scenach całego świata. (PAP Life)

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic