81-letnia piosenkarka, promując swój najnowszy singiel „Power in the name”, odwiedziła program telewizyjny „The Late Show With Stephen Colbert”. Gdy rozmowa w studiu zeszła na temat zmarłego 6 stycznia, Sidneya Poitier, pierwszego czarnoskórego laureata Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, Dionne Warwick podzieliła się pewną ciekawostką z okresu początków jej kariery.
„Właściwie to byłam jego stalkerką” – stwierdziła, kiedy Steven Colbert zapytał ją, jak poznała legendę kina. „Wyszłam ze studia nagraniowego na 54 ulicy wraz ze swoim zespołem. Przede mną szedł dystyngowany, wspaniały mężczyzna. Zostawiłam moje dziewczyny i zaczęłam go śledzić” – wspomina ze śmiechem Warwick.
Poitier za chwilę się zatrzymał. Kobieta nie wiedziała, co ma zrobić, by nie zostać zdemaskowaną, tym bardziej że w pobliżu nie było żadnych witryn sklepowych, przy których mogłaby przystanąć. W końcu ich spojrzenia się spotkały. „Czego chcesz, dziewczynko?” – spytał ją gwiazdor. „Oczywiście straciłam rozum. Nie potrafiłam nic powiedzieć. W końcu spytałam: „Czy mogę dostać twój autograf?” I od tego dnia, aż do ostatniego razu, kiedy go widziałem, czyli mniej więcej rok temu, nie witał się ze mną słowami „Cześć, Dionne”, tylko „Witaj dziewczynko, czy chcesz mój autograf?” – Warwick wspomina zabawne wydarzenie z okolic 1965 r.
Tą anegdotą, tylko w skróconej wersji, Warwick podzieliła się na Twitterze tuż po śmierci Poitier. „Był moim bohaterem i wielkim przyjacielem” – napisała w ostatnim zdaniu tweeta.
Wybitny aktor zmarł w wieku 94 lat. Zmagał się z problemami kardiologicznymi, rakiem prostaty i chorobą Alzheimera. (PAP Life)