15. Festiwal Muzyki Filmowe w Krakowie j to w pewnym sensie wyczekiwana od 2019 roku i pierwsza od tej pory pełna, nieokrojona i nieprzenoszona do sieci edycja. O ekscytacji spotkaniem z gośćmi festiwalu mówił zresztą sam dyrektor programowy oraz pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury, Robert Piaskowski podczas inauguracyjnej przemowy, wspominając parę gości z Belgii, którzy poznali się właśnie w Krakowie, a dziś przyjeżdżają tu jako małżeństwo. W ciągu ostatniego piętnastolecia wiele zmieniło się także w życiu festiwalu, który reaguje na zmieniający się pejzaż muzyczny oraz ewolucję postrzegania muzyki filmowej jako sztuki samej w sobie.
Odkąd na poważnie zaczęto komponować partytury dla kina – a zatem od bez mała wieku – trwa dyskusja na temat wartości muzyki filmowej. Czy można ją porównywać do utworów komponowanych dla sal koncertowych i wybitnych orkiestr? Czy zachowuje autonomię wobec nurtów muzyki awangardowej, elektronicznej, popularnej? Czy jest tylko ilustracją, czy też może stanowić wartość dodaną dla kina? Program wtorkowego koncertu w Filharmonii Krakowskiej rzuca wyzwanie podziałom na te kategorie.
Muzyka Philipa Glassa i Wojciecha Kilara, utwory typowo koncertowe oraz tematy ze ścieżek dźwiękowych filmów – wszystkie te wątki przeplatały się w programie koncertu w dość nieoczywisty sposób. W pierwszej części zabrzmiał II koncert fortepianowy (2011), jeden z późnych utworów polskiego kompozytora, bardzo podniosły i niemal religijny. Ale co to może mieć wspólnego z warsztatem amerykańskiego minimalisty? Nie tylko repetycyjność Kilarowskich okrągłych fraz rymuje się z minimalistycznymi pętlami Glassa, lecz także podhalańskie i folkowe brzmienia z Orawy i koncertu fortepianowego Kilara odbijają się dalekim echem w świecie grozy – przecież w muzyce do Draculi (1992) również słychać ową niesamowitą słowiańszczyznę przetworzoną przez sonorystyczne odcienie.
To znamienne, że obaj kompozytorzy przepracowali doświadczenie awangardy (dociekliwi biografowie znajdą wręcz wspólną nauczycielkę – Nadię Boulanger z Paryża), lecz w ich twórczości dominujące miejsce znajdują utwory bardziej klasyczne w formie – w tym te wykorzystane lub specjalnie napisane dla kina. Glass mimo wszystko szerszy rozgłos zdobył dzięki oscarowym Godzinom (2002) niż skądinąd kapitalnej operze Einstein on the Beach.
Hipnotyzująca gra Aleksandra Dębicza oraz śmiałe wykonanie sopranistki Joanny Radziszewskiej przy akompaniamencie wyrazistych smyczków Sinfonietty Cracovii w wokalizie z filmu Dziewiąte wrota (1999) stanowiły wprowadzenie do finału zbudowanego z dwóch ścieżek dźwiękowych do filmów o wampirze z Transylwanii. O ile Kilar napisał rozbudowaną partyturę specjalnie dla filmu Coppoli (reżyser ponoć kazał sobie przynieść sofę do sali, gdzie odbywały się próby muzyczne w trakcie realizacji), to muzyka Glassa powstała jako element ponownego udźwiękowienia klasycznego filmu Toda Browninga z 1931 roku z Belą Lugosi w roli tytułowej i zagadkowym występem… pancerników w zamku wampira.
Pierwszy dzień festiwalu to również oficjalna i podniosła chwila, której ponadto towarzyszy tradycyjna ceremonia wręczenia Nagrody im. Wojciecha Kilara. Tego wieczoru nie można było wyobrazić sobie innego laureata – został nim sam Philip Glass, wielki artysta i kompozytor, który nauczył kino sztuki medytacji. Sztuki, która nieobca była przecież także autorowi Orawy. Kilar | Glass – tak oto obok pionowej kreski z tytułu koncertu odnotowuję kolejny wspólny mianownik między oboma artystami.
Autor: Krzysztof Siwoń