Dla 48-letniego wokalisty to powód do radości tak ogromny, że nawet nie próbował tego ukryć przed swoimi fanami podczas koncertu organizowanego na potrzeby kręconego właśnie filmu. Tłumowi zebranemu w Rob Laver Arena w Melbourne powiedział: "Jestem w 97 procentach pewien, że tak się stanie. Nie wiem, kto zagra mnie, gdy będę młodszy, ale wiem, kto zagra mnie, gdy będę starszy. Patrzysz na niego teraz".
"Mirror" powołując się na tajemnicze źródło, przekonywał już wcześniej, że wokalista i reżyser prowadzą tajne castingi do roli piosenkarza z okresu młodości. Wciąż nie udało się znaleźć idealnego kandydata. Nie brakuje informacji, że Robbie Williams bardzo się tym stanem martwi, bojąc się, że film ostatecznie nie zostanie ukończony. A on sam, jako że wszystko nagłośnił, zostanie odebrany jako gołosłowny mitoman.
Osoby z bliskiego otoczenia wokalisty, na które powołuje się "The Sun" - dodają, że sam Robbie Williams jest zdziwiony trudnościami, jakie towarzyszą produkcji. Do tej pory martwił się tylko tym, że w filmie pokazane będą wydarzenia, z którym dumny nie jest. I z jednej strony nie chciałby, aby były pokazane, z drugiej strony, historia straciłaby przez to na autentyczności. W przeprowadzonej na swoim profilu instagramowym serii pytań i odpowiedzi, wokalista powiedział swoim fanom, że są to między innymi sceny seksu, których on nie akceptuje, ale... tak było. "To jest moje życie i to jest to, do czego doszedłem. To nie jest anodyna, to nie jest wanilia. To narkotyki, wzloty, upadki, kobiety i seks".
Projekt będzie podążał za piosenkarzem w jego drodze do sławy, ale pokaże też demony, z którymi walczył zarówno na scenie, jak i poza nią.
Hollywood podobno jest podekscytowane tym filmem po sukcesie biografii innych piosenkarzy, takich jak Elton John's "Rocketman" i Queen's "Bohemian Rhapsody". (PAP Life)