W tym roku, dokładnie 1 kwietnia, minęło 40 lat od tragicznej śmierci autora takich przebojów, jak „Sexual Healing” czy „Let's Get It On”. Fani Marvin Gaye tę datę zapamiętają jako przykry primaaprilisowy żart. Choć sam artysta długo żył w strachu o swoje życie - obawiał się, że jego żywot może zakończyć jakiś obłąkany fan - kula, która dosięgła go dzień przed 45. urodzinami, została wystrzelona przez jego ojca. Podczas domowej awantury. Jednej z wielu, do jakich dochodziło w domu piosenkarza.
To przed tym rodzinnym piekłem i uzależnieniem od narkotyków, w 1981 roku piosenkarz uciekł do Europy, dodatkowo motywowany zerwaniem kontraktu ze swoją wytwórnią. Przez jakiś czas pomieszkiwał w Belgii, w domu kompozytora Charlesa Dumolina. Ten czas okazał się wyjątkowo owocny dla jego twórczości - to wtedy nagrał swój przebój „Sexual Healing” - a także niezwykle korzystny dla zdrowia. Zrezygnował z używek, postawił na zdrowszy styl życia. Mimo to Gaye nie zdecydował się pozostać w Europie na stałe, w 1983 roku powrócił do Stanów Zjednoczonych i rodzinnego domu. Na pożegnanie zostawił swojemu przyjacielowi, który zmarł w 2019 roku, kolekcję kostiumów, dzienników i nagrań, nad którymi pracował.
„Zróbcie z tym, co chcecie” - miał powiedzieć piosenkarz przekazując prawdopodobnie najcenniejsze pamiątki, jakie po sobie pozostawił. Alex Trappeniers, prawnik reprezentujący spadkobierców Dumolina, w rozmowie z BBC podkreślił, że nie ma wątpliwości, iż prawa do nagrań, kostiumów i dzienników posiadają spadkobiercy kompozytora. W świetle belgijskiego prawa, jeśli ktoś przez ponad 30 lat jest w posiadaniu dóbr materialnych, nabywa do nich prawa. Zatem fizycznie przedmioty w istocie należą do rodziny, którą reprezentuje mecenas. Kwestią sporną jest natomiast prawo do ich publikacji. Te posiadają spadkobiercy Gaye.
Z pozostawionych przez piosenkarza pamiątek najcenniejsze wydają się dzienniki i niepublikowane nagrania, z których wiele stanowi niemal gotowy materiał na kolejną płytę.
„Gdy przesłuchałem wszystkie 30 taśm, miałem 66 wersji demo nowych piosenek. Kilka z nich jest kompletnych. Kilka z nich jest tak dobrych jak Sexual Healing, ponieważ powstały w tym samym czasie” - wyjaśnił w rozmowie z BBC prawnik.
Jego zdaniem nagrania są na tyle dobre, że zasługują na wydanie. Jednak, by do tego mogło dojść, potrzebny jest kompromis i współpraca pomiędzy spadkobiercami obu muzyków. „Jestem przekonany, że wszyscy na tym skorzystają. Jeśli połączymy siły i znajdziemy właściwe osoby, Marka Ronsona czy Bruno Marsa… Nie jest moją rolą sugerowanie czegokolwiek, ale mogę bez cienia wątpliwości stwierdzić, że warto wysłuchać tych nagrań i stworzyć z nich kolejny album” - stwierdził Trappeniers. (PAP Life)