"Macbeth" Giuseppe Verdiego na podstawie tragedii Williama Szekspira to już druga realizacja polskiego reżysera w brukselskiej operze La Monnaie, po doskonale przyjętej "Medei" dwa lata temu. W tytułową rolę wcielił się Scott Hendricks, który śpiewał w wystawionym w Paryżu w 2009 roku przez Warlikowskiego "Królu Rogerze", a dyrygentem jest Paul Daniel.
"Spektakl jest bardzo piękny. To jest trochę dziwna interpretacja Makbeta, przedstawiona jak świat domu lalek - dzieci, o których marzą Makbet i Lady Makbet" - powiedziała PAP scenograf Małgorzata Szczęśniak, która od lat tworzy scenografię i kostiumy do wszystkich realizacji Warlikowskiego.
"Makbet" to dramat opisujący walkę o władzę, o najwyższy urząd w państwie. Wiecznie aktualne pytanie, co kieruje człowiekiem, dla którego nieważne są środki, by tę władzę osiągnąć - u Warlikowskiego ma nowe oblicze. "Motywacja jest wewnętrzna - to psychika człowieka zdominowana brakiem dziecka. Niepohamowane instynkty i kompleksy mogą wyrządzić wiele zła niezależnie od czasu i szerokości geograficznej" - wyjaśnia Szczęśniak.
"Po powrocie z wojny, Makbet szybko zostaje królem i niby wszytko powinno być dobrze, ale jednak coś go i Lady Makbet gnębi jako parę. Mają obsesję dzieci. Brakuje im czegoś, nie mogą tych dzieci mieć, może nie mogą być z sobą, a może wojna spowodowała, że mężczyzna nie może już być z kobietą? To jest dom pary z obsesją dzieci, która morduje dzieci" - mówi Szczęśniak. W jednej scenie żona Makdufa, jednego z wiernych lordów dawnego, zabitego przez Makbeta króla Dunkana morduje swoje dzieci, zanim uczni to Makbet. "To niesamowita scena. Jak żona Goebbelsa uśmierca swoje dzieci..." - mówi Szczęśniak.
"Właściwie wszystko jest wzięte w nawias" - dodaje. "Wszystko zaczyna się listem Makbeta do żony, który dodaliśmy do opery, tak jak u Szekspira (nie było go w operze Verdiego) od końca, od śmierci i następuje opowiedzenie, jak do tego doszło" - mówi scenografka.
Czarownica przepowiada Makbetowi, że zostanie królem. Ten zabija starego króla Dunkana, a następnie na scenie widzimy symultanicznie dwa obrazy. Jeden to scena dzieci z trumną Dunkana i opłakującymi go najbliższymi. W trakcie tej samej ceremonii, obok Makbeta i Lady Makbet, ubierają się już w królewskie stroje. "Jeszcze ciało nie ostygło, a już jest nowa władza. A potem na zupełnie pustej scenie, przy dużej pauzie muzycznej, oni we dwójkę trzymają się za rękę" - opisuje Szczęśniak.
Na koniec, kiedy Makbet znów szykuje się na wojnę, na którą jednak nie dotrze, (dostaje u Warlikowskiego paraliżu) natychmiast pojawia się następca.
Nie ma wielkich scen z wieloma solistami, dominują sceny dwu-trzyosobowe, scenografia - jak tłumaczy Szczęśniak - jest więc prosta i kameralna, w tonacji szaro-białej. Kolory pojawiają się wraz ze światłem, w scenach wizyjnych. Chór jest umieszczony na balkonie, tuż pod sklepieniem kopuły. "Scena w La Monnaie jest mała. A Makbet to pompatyczna opera z olbrzymimi chórami. Jakby się te 80 osób ustawiło na scenie, to nie byłoby miejsca na scenografię" - wyjaśnia Szczęśniak.
Na scenie zaś znajduje się, przedzielony na pół ruchomą ścianą, dom Makbeta, który się rozsuwa i zsuwa. "To dziwny dom dzieci lalek, opuszczony, trochę bunkier, w którym dzieją się dziwne rzeczy" - mówi Szczęśniak. Destrukcję domu potęguje obecność trzech chłopców ze służby. "Są obserwatorami, widzą, jak ten dom umiera, wszystko ulega niszczeniu, nawet ci służący też ulegają destrukcji" - mówi scenografka. Jednocześnie jest wiele ludzkich scen, jak choćby ta, kiedy służąca Makbeta "widząc, że tyran umiera, cieszy się, że przychodzą ci następni pozytywni".
"Macbeth" będzie wystawiany w La Monnaie do 30 czerwca.