Wygląda na to, że miny członków najsłynniejszej orkiestry świata, jakie zobaczymy podczas transmisji tradycyjnego Koncertu Noworocznego, nie będą zbyt radosne.
Mimo, iż grali przy wypełnionych po brzegi salach, mimo, iż spory dochód przyniosły wydane przez nich płyty, kończący się rok zamkną deficytem 1,2 miliona euro. Powodem jest kosztowny system ubezpieczeń emerytalnych, jaki muzycy sami sobie zafundowali.
Orkiestra jest „niezależna i samorządna”. O repertuarze, o składzie zespołu, o dyrygentach, z którymi pracują, decydują sami muzycy. Zarobki ustalane są również demokratycznie, w zależności od wpływów. Muzycy chcieli więc sami decydować także o wysokości przyszłych emerytur, ale z tym poszło gorzej. Wpłaty na dodatkowe, wysokie emerytury, muzycy ustalili w takiej wysokości, że już drugi rok z rzędu w budżecie zespołu pojawia się deficyt.
W ubiegłym roku różnicę ( 0,5 miliona euro) wyrównano w połowie z budżetu państwa, w połowie z budżetu Wiednia. W tym roku już się to nie uda, tym bardziej, że deficyt urósł do 1,2 miliona euro. Połowę deficytu jeszcze raz, ale po raz ostatni, pokryje miasto, drugą połowę muzycy muszą spłacić sami.
Wygląda na to, że Wiedeńscy Filharmonicy będą się musieli zadowolić takimi samymi emeryturami, jakie maja w Austrii podobne grupy zawodowe - na przykład urzędnicy.