Roberto Alagna, interpretujący rolę Radamesa z wielkim trudem
odśpiewał jedną z arii w połowie pierwszego aktu. Gdy na balkonie
najsłynniejszego teatru operowego świata rozległy się gwizdy,
urażony tenor opuścił scenę. Emocje sięgnęły zenitu, a niektórzy
widzowie zaczęli krzyczeć: "bufon" i "co za wstyd!". Tymczasem
orkiestra grała dalej.
Operę uratował przebywający za kulisami i występujący w tej
partii na przemian z Alagnią - Antonello Palombi, który wbiegł na
scenę, aby odśpiewać następną arię. Nie miał jednak czasu, by
włożyć kostium i dlatego wystąpił w dżinsach. Jego śpiew widownia przyjęła gromkimi brawami. Cały spektakl zakończył się zaś 9-minutową owacją.
Dyrekcja teatru La Scala oficjalnie podziękowała odważnemu
śpiewakowi za szybką reakcję i wejście na scenę, dzięki czemu
spektakl nie został nawet na chwilę przerwany.
Przygotowana z wielkim rozmachem "Aida" w reżyserii światowej
sławy twórcy filmowego i teatralnego Franco Zeffirellego
wystawiana jest od 7 grudnia. Wtedy w uroczystej gali z okazji
inauguracji nowego sezonu udział wzięli premier Włoch Romano Prodi i kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Już po premierze niektórzy krytycy nie szczędzili gorzkich słów
na temat śpiewu Roberto Alagni, który ostro odpierał wszelkie
zarzuty. W niedzielę, jak się podkreśla, najwyraźniej nie
wytrzymał presji.
Sylwia Wysocka