Impulsem do tego, by Michał Koterski dał na Instagramie upust swojemu uwielbieniu dla Chopina, było to, że zaprzyjaźniony malarz, Piotr Wróbel, podarował jego rodzinie niezwykły portret. Portret, na którym widzimy Chopina oraz wtulonego w niego syna Koterskiego, 4-letniego Fryderyka.
„Zobaczcie, jaki Frysiu dostał piękny obraz od wujka Piotrka. Dla mnie bardzo osobisty i symboliczny. Fryderyk urodził się w dniu śmierci Fryderyka Chopina. Imię, zanim jeszcze był w planach (a pojawił się bardzo szybko), wybrała Marcelka, nie wiedząc jeszcze, ile to dla mnie znaczy, jak Chopin był mi bliski. Przez lata w parku południowym we Wrocławiu przychodziłem pod jego pomnik i opowiadałem mu o moich wzlotach i upadkach” – Koterski zaczął snuć historię.
„Pewnego dnia trafiliśmy z Marcelką na koncert Leszka Możdżera, jeszcze z Frysiem w brzuszku. Potem spotkałem go dwa lata później w samolocie i nie znając go, zaczepiłem i opowiedziałem mu całą tę historię. Leszek mnie wysłuchał i tak się zachwycił, że kilka dni później przysłał dla Fryderyka pianino, na którym Fryluś stawia pierwsze kroki” – zdradził Koterski, dodając, że chciałby, aby jego syn został wielkim pianistą i zagrał kiedyś koncert z Możdżerem. "Ale życie, jak zawsze napisze swój nieprzewidywalny scenariusz. Najważniejsze, żeby Fry robił to, co kocha i był szczęśliwym człowiekiem” – napisał Michał.
Obecnie w życiu Koterskiego więcej jest jednak disco polo niż muzyki klasycznej. Ma to związek z tym, że gra w spektaklu „The Strings, czyli sex, drugs & disco”. Komedii o pięciu nieudacznikach w średnim wieku, którzy zakładają zespół disco polo. (PAP Life)