Od wczesnego popołudnia kilkudziesięciu funkcjonariuszy
kontroluje teren wokół gmachu Opery w zachodniej części miasta,
by zapobiec ewentualnym prowokacjom. Przed wejściem
zainstalowano bramki do wykrywania metalu, jak przy wejściu na
lotnisko lub do urzędu kanclerskiego.
Dyrekcja zdjęła we wrześniu wystawioną przez znanego
reżysera Hansa Neuenfelsa operę Mozarta z afisza z obawy przed
reakcjami radykalnych islamistów. W końcowej scenie
przedstawienia król Krety Idomeneo wyjmuje z worka głowy Jezusa, Buddy, Posejdona i Mohameta.
Dyrektorka placówki Kirsten Harms podjęła decyzję o zawieszeniu
spektaklu ze względu na panujące we wrześniu wzburzenie, związane z krytykowanym przez muzułmanów wykładem papieża Benedykta XVI w Ratyzbonie oraz wcześniejszymi zamieszkami po opublikowaniu w europejskiej prasie karykatur proroka. Berlińskie MSW ostrzegało ją przed możliwymi incydentami.
Niemieckie władze uznały decyzję kierownictwa opery za błąd oraz
ustępowanie przed ekstremistami i terrorystami. Autocenzurę i
naruszanie wolności słowa skrytykowali kanclerz Angela Merkel oraz minister spraw wewnętrznych Wolfgang Schaeuble.
Schaeuble spotkał się jesienią z przedstawicielami organizacji islamskich w Niemczech. Uczestnicy tego spotkania opowiedzieli się za wznowieniem opery. Zapowiadano, że działacze muzułmańscy pójdą do opery i wspólnie z niemieckimi politykami obejrzą spektakl, aby zademonstrować przywiązanie do wolności słowa.
Jednak większość z nich w ostatniej chwili odwołała swój
udział, w tym przewodniczący Rady Centralnej Muzułmanów Axel
Ayyub Koehler i sekretarz generalny organizacji Aiman Mazyek.
W Niemczech mieszka blisko 3,5 mln muzułmanów.
Zrozumienie dla muzułmanów, którzy odmówili udziału w spektaklu, wyraziły największe niemieckie Kościoły chrześcijańskie. Prezes Komitetu Niemieckich Katolików Hans Joachim Meyer nazwał operę "wrogim wobec religii spektaklem".
Jacek Lepiarz