"Nigdy nie podążał za filmowymi modami. Był twórcą dwóch najważniejszych nurtów polskiego kina powojennego: szkoły polskiej i kina moralnego niepokoju, ale nigdy nie pozwalał się zdefiniować jako ich przedstawiciel. Także dzięki temu jego kino zachowało swój prawdziwy, autorski smak i mimo upływu lat starzeje się bardzo powoli" - ocenił krytyk filmowy Bartosz Staszczyszyn ("Culture.pl", 2013).
Zdaniem Tadeusza Sobolewskiego "to Morgenstern w 1972 roku zapoczątkował nurt krytyczny, nazwany później kinem moralnego niepokoju". "Powstał jeden z najmocniejszych filmów tamtych lat - +Trzeba zabić tę miłość+ (scenariusz napisał Janusz Głowacki). Do roli głównej wybrał nieznaną, młodziutką, ostrzyżoną na chłopca antygwiazdę - Jadwigę Jankowską-Cieślak. Film wchodził w sam środek wydarzeń, podgrzewał obraz rzeczywistości, odzierał go z warstwy ochronnej i zagęszczał w podobny sposób, jak robili to Forman, Coppola, Scorsese" - ocenił krytyk ("Gazeta Wyborcza", 2007).
"Jednym uczciwym człowiekiem w tym filmie jest pies" - skomentował Janusz Głowacki.
"Namówił mnie do wzięcia udziału w +Trzeba zabić tę miłość", za co jestem mu niezmiernie wdzięczna, bo dzięki temu w ogóle zaistniałam w zawodzie. I nauczyłam się zawodu - dzięki niemu" - powiedziała Jankowska-Cieślak w telewizyjnej audycji "Janusz Morgenstern. Pożegnanie" (2011).
Zdaniem Staszczyszyna film "był bezwzględnym portretem młodego pokolenia, któremu komunistyczna rzeczywistość odbierała marzenia o lepszym życiu". "Trafił na cenzorskie półki, na których spędził dwa lata, po czym w niewielkiej liczbie kopii trafił do rozpowszechniania z ostrzegającym dopiskiem +Tylko dla dorosłych+. Do dziś nie stracił zaś nic ze swojej aktualności i psychologicznej prawdy" - napisał krytyk.
Janusz Morgenstern, syn Dawida Morgensterna i Estery z domu Druks, rzadko opowiadał o młodości i przeżyciach wojennych. Przez całą okupację ukrywał się przed Niemcami, ofiarą Holokaustu padli jego rodzice. O Zagładzie opowiedział jedynie w trwającym 9 minut filmie "Ambulans" (1961) według scenariusza Tadeusza Łomnickiego.
"To było najtrudniejsze dziewięć minut w moim życiu. Wy nawet sprawy sobie nie zdajecie, czym były te ambulanse. To była najokrutniejsza rzecz z całej okupacji, przecież oni zbierali żydowskie dzieci, wkładali je do ciężarówek i je tam zagazowywali. Czy może być coś bardziej bezwzględnego i okrutnego?" - opowiadał Morgenstern w rozmowie z "Newsweekiem" (2011).
"Był to jedyny raz, kiedy Morgenstern poruszył temat Holokaustu, stanowiący dla niego - o czym świadczą liczne wypowiedzi - nieusuwalną traumę. Temat ten wiąże się z najboleśniejszym okresem życia, o którym reżyser chciał zapomnieć. W późniejszym okresie Janusz Morgenstern wielokrotnie sięgał po tematykę wojenną, jednak filmy te nie dotyczyły Holokaustu" - czytamy na stronie "Culture.pl".
Ukrywał go m.in. Ukrainiec, dyrektor szkoły. "Moja skrytka była w podłodze, taka dziura zakrywana deską. Było tam łóżko, nad łóżkiem była ta wyjmowana deska, na niej jakaś szmata. Te kilka miesięcy, jakie tam spędziłem, to były najbezpieczniejsze miesiące mojego życia podczas wojny" - wspominał Morgenstern.
W kolekcji Muzeum POLIN w Warszawie znajduje się drewniana laska ze srebrną rękojeścią - pamiątka Morgensterna po zamordowanej w Zagładzie rodzinie. Laskę przekazała do muzeum po śmierci męża Krystyna Cierniak-Morgenstern - opowiedziała też jej historię.
Laska należała do rodziny mieszkającej przed wojną w Oświęcimiu. "Mieli ogród dokładnie w miejscu, w którym kilka lat później Niemcy wznieśli obóz zagłady. To tu przed wojną spotykała się latem szeroko rozgałęziona i mieszkająca w różnych częściach Europy rodzina, spędzając razem część wakacji. Przybywali krewni z Mikuliniec, jak rodzice Janusza Morgensterna, czy z Wiednia" - czytamy na stronie POLIN. "Podczas jednego z takich pobytów, w 1939 roku, laskę otrzymała od gospodarzy wiedeńska część rodziny. Jej członkowie usiłowali potem wydostać się z Austrii, ubiegając się o wizę angielską do Palestyny. Spakowali swój dobytek, w tym laskę. Kontener wysłali do bliskich przebywających już w Palestynie. Sami jednak nie zdołali wyjechać. Zginęli w Auschwitz, ironią losu – w pobliżu miejsca, gdzie niedawno spędzali lato, po którym pamiątką była otrzymana laska" - opisano. "Przedmiot, tak jak inne rzeczy z austriackiego kontenera, zachował się w Izraelu. Janusz Morgenstern otrzymał laskę od krewnych swojej matki, Druksów, pod koniec życia i zawiesił na ścianie swojego domu na Żoliborzu" - wyjaśniono.
Po wojnie Morgenstern rozpoczął studia na Wydziale Leśnictwa we Wrocławiu, ale gdy od spotkanego przypadkiem Kurta Webera dowiedział się o istnieniu szkoły filmowej, zmienił plany.
"Moje prawdziwe życie zaczyna się od 1949 roku, to znaczy od momentu dostania się do Szkoły Filmowej" – mówił w filmie dokumentalnym pt. "Ćwiczenia z niepamięci" Antoniego Krauzego (2004). "Od 1944 roku, kiedy zobaczyłem idącą ławą armię rosyjską, ćwiczyłem niepamięć, chciałem o wszystkim zapomnieć" - opowiadał.
"Łódzka uczelnia była schronieniem dla takich jak on - wrażliwców poharatanych przez wojnę" - ocenił Staszczyszyn.
Reżyserię w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi ukończył w 1954 r. Współpracował z Andrzejem Wajdą przy "Kanale", "Lotnej", "Popiele i diamencie". To on wymyślił, by rolę Maćka Chełmickiego zagrał Zbigniew Cybulski; był również pomysłodawcą sceny ze spirytusem płonącym w kieliszkach.
"Niezapomniana scena Twojego pomysłu z płonącymi kieliszkami z filmu +Popiół i Diament+ dziś wyglądałaby inaczej. Te płonące kieliszki to my, filmowcy czasów polskiej szkoły filmowej, a płomień zapala w nas wiara w kino i nieunikniona konieczność opowiedzenia tego, co nasze oczy widziały w czasie wojny. Gasną kolejno płomienie: Andrzeja Munka, Zbyszka Cybulskiego, Wojciecha Hasa, Andrzeja Brzozowskiego, Jerzego Kawalerowicza, Jerzego Stefana Stawińskiego. Teraz Ty dołączasz do tych, którzy powołali do życia powojenne polskie kino" - napisał Wajda w liście odczytanym 12 września 2011 r. podczas pogrzebu Morgensterna na Powązkach Wojskowych.
Janusz - przez przyjaciół nazywany Kubą - Morgenstern debiutował pełnometrażowym filmem fabularnym "Do widzenia, do jutra" (1960), który zdaniem Barbary Hollender "był na początku lat 60. czymś niezwykłym, wnosił do kina świeżość, przełamywał nurt rozliczeniowy, wracał do najprostszych spraw, miłości, odpowiedzialności, dojrzałości" ("Rzeczpospolita", 2007).
Film jest opowieścią o miłości polskiego studenta do córki francuskiego konsula. Akcja toczy się w Trójmieście - okolicach i atmosferze kabaretu "Bim Bom".
"Przy całej lekkości jest w tej komedii zanotowana świadomość nieprzekraczalnych barier, nostalgia za wielkim światem. Na tej niewyrażonej wprost tęsknocie za wolnością opierał się, jak sądzę, trudny do przekazania urok peerelowskiego życia. Sztuka stawała się sublimacją tej tęsknoty. Żaden polski film nie pokazuje tego tak lekko i dobitnie, jak +Do widzenia do jutra+ - no i to właśnie już dziś jest dla młodszych kompletnie nieczytelne" - ocenił Tadeusz Sobolewski ("Kino" 5/2002).
"Film Morgensterna oddaje klimat tamtej epoki. Córka konsula, polski student - to dwa światy, to film tyleż o miłości, co - w gruncie rzeczy - o żelaznej kurtynie" - czytamy na "Culture.pl".
"W latach 60. na cztery scenariusze udało mi się zrealizować jeden. Była ostra selekcja i żadnych szans przebicia przez komisję scenariuszową. A jak już się udało, do akcji wkraczała cenzura. Po kilku miesiącach leżenia na półce filmu +Życie raz jeszcze+ o powojennych losach polskich oficerów musiałem się zgodzić na inne zakończenie. Skorzystałem z tej szansy" - powiedział Morgenstern Zuzannie Śnieg-Czaplewskiej w artykule pt. "Włożyłem kij w mrowisko" ("Przegląd", 2009).
"Bodaj w 1964 r. pojechaliśmy z nim na festiwal do Locarno we trójkę: z debiutantką, młodziutką Ewą Wiśniewską, Andrzejem Łapickim grającym oficera RAF-u, który wrócił z Anglii i dwa razy wsadzano go do więzienia w ojczyźnie, i z Tadeuszem Łomnickim, który grał zapalonego komunistę. Pokaz dla 1,5 tys. widzów, w sali i na wolnym powietrzu. Zaczął się film, wszyscy w skupieniu oglądają, a ja widzę, że po czwartym akcie, poszedł dziewiąty akt, po dziewiątym – szósty" - wspominał.
Włoscy kinooperatorzy pomylili kolejność pudełek z taśmami, czego jednak oglądający film międzynarodowi krytycy nie zauważyli. "Sceny niezgodne z następstwem czasu, z chronologią uznano za nowatorskie! Montaż – za wspaniały, odkrywczy, kompletnie inny od tego, co dotąd prezentowano" - relacjonował reżyser. "Potem była dyskusja z zagranicznymi dziennikarzami, którą można by streścić: +Obejrzeliśmy film z dużym zainteresowaniem, ale mamy panu za złe, że dokręcił happy end, zakończenie quasi-optymistyczne, prawie pozytywne+. Odpowiedziałem: +Byłem zmuszony to zrobić, inaczej film nigdy nie miałby szans zaistnienia+" - opowiadał. Żelazna kurtyna funkcjonowała w najlepsze.
W pamięci widzów Morgenstern najbardziej chyba zapisał się jako reżyser kultowych dziś seriali telewizyjnych - "Kolumbowie" (1970) na podstawie powieści Romana Bratnego, "Polskie drogi" (1976) według scenariusza Jerzego Janickiego i "Stawka większa niż życie" (1967), której zrealizował 9 odcinków (drugie 9 - Andrzej Konic).
W cyklu "Święta polskie" wyreżyserował "Żółty szalik" (2000) według scenariusza Jerzego Pilcha - film o bezradności wobec nałogowego alkoholizmu.
Wyreżyserował w sumie 13 filmów fabularnych - prócz już wymienionych są to: "Jutro premiera" (1962), "Dwa żebra Adama" (1963), "Potem nastąpi cisza" (1965), "Jowita" (1967), "Dama pikowa" (1972), "Godzina +W+" (1979), "Mniejsze niebo" (1980), "Biały smok" (1986) i "Mniejsze zło" (2009).
Przez 33 lata był kierownikiem artystycznym Studia Filmowego "Perspektywa", w którym powstały takie filmy jak m.in. "Miś" (1980), "Dolina Issy" (1982), "Siekierezada" i "Jezioro Bodeńskie" (1985) oraz "Korczak" (1990).
W 2010 r. Morgenstern wystąpił w filmie "Uwikłanie" w reżyserii Jacka Bromskiego, na podstawie powieści Zygmunta Miłoszewskiego, w roli ojca głównej bohaterki, prokurator Agaty Szackiej.
Jako producent otrzymał m.in. Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2005) za film "Komornik" w reżyserii Feliksa Falka.
Janusz Morgenstern zmarł 6 września 2011 r. Na pogrzeb 12 września przyjechał specjalnie Roman Polański; otoczony na Powązkach przez dziennikarzy, wyraźnie poruszony, wyznał jedynie: "Żegnam mojego najstarszego przyjaciela".
"Kiedyś, jak już był chory, bardzo słaby, powiedział, że strasznie się martwi o mnie, jak go nie będzie. +Dlatego musisz być zawsze+ – odpowiedziałam mu wtedy. +Bo jak nie będzie ciebie, to kto się będzie mną opiekował?!+ A on na to: +Ja+. I mam wrażenie, że rzeczywiście tak jest. Że on się mną opiekuje" - napisała w książce "Nasz film. Sceny z życia z Kubą. Wspomnienia" (2017) Krystyna Cierniak-Morgenstern.
"Był opiekunem mojego roku i dobrze nam było pod kuratelą Morgensterna" - powiedział w audycji "Janusz Morgenstern. Pożegnanie" Janusz Zaorski, który po studiach w łódzkiej filmówce został asystentem reżysera przy "Kolumbach".
Od 2012 r. Morgenstern jest patronem nagrody "Perspektywa", przyznawanej za najbardziej obiecujący debiut fabularny.
Autor: Paweł Tomczyk