Gwiazdy incognito
O gościnnym udziale Andrew Garfielda i Tobeya Maguire’a w filmie „Spider-Man: Bez drogi do domu” było głośno na długo przed jego premierą. Ponieważ w filmie Jona Wattsa powrócili do swoich ról złoczyńcy z poprzednich filmów o Spider-Manie, spekulowano, że do ról Człowieka-Pająka powrócą również Garfield i Maguire. Oczekiwania fanów były ogromne, a to, jak komiksowe widowisko się im spodoba, naocznie postanowili sprawdzić właśnie obaj aktorzy.
„Zakradłem się do kina w premierowy wieczór. Obejrzałem go ubrany w bejsbolówkę i maseczkę ochronną. Tak naprawdę to był też ze mną Tobey Maguire. Nikt nie wiedział, że jesteśmy razem na sali. To było świetne uczucie móc przeżyć to razem z nim. Jest to coś duchowego, co dzielimy razem w przypadku tego filmu. Filmu zagłębiającego temat samotności superbohatera” – wyznał Andrew Garfield w rozmowie z portalem „ET”.
„Spodziewane” zaskoczenie
Ci, którzy oglądali już film „Spider-Man: Bez drogi do domu” już wiedzą, że Garfield i Maguire pojawili się w nim i ponownie wcielili się w rolę jednego z najbardziej ulubionych przez fanów superbohaterów. Połączenie wątków z poprzednich serii filmów o Spider-Manie umożliwiło spotkanie się na jednym ekranie trzech Spider-Manów z różnych filmowych uniwersów. Dzięki temu dostali oni możliwość podzielenia się ze sobą swoimi przeżyciami i przemyśleniami. Stąd ten rodzaj duchowego połączenia, o którym wspomina Garfield.
Mistrz improwizacji
Wcześniej w rozmowie z portalem „Variety” Garfield przyznał, że jedna z ulubionych przez fanów scen z filmu „Spider-Man: Bez drogi do domu” została przez niego zaimprowizowana. „Jest tam taka kwestia, którą wypowiadam patrząc na Tobeya Maguire’a i Toma Hollanda. Mówię im, że ich kocham. To było zaimprowizowane. Po prostu wyznałem im swoją miłość” – powiedział aktor.
Garfield nie próżnuje
Poprzedni rok był dla Garfielda pracowity. Oprócz filmu Wattsa można było go zobaczyć również w filmie biograficznym „Oczy Tammy Faye” oraz musicalu Netflixa „Tick, Tick… Boom!” wyreżyserowanym przez Lina-Manuela Mirandę. W tym ostatnim zaprezentował też swój talent wokalny. „Chciałbym dalej robić coś ze swoim śpiewem. Lin-Manuel dał mi wielki prezent, pozwalając zaprezentować taką umiejętność. Postawiłem pianino w swoim pokoju i przez najbliższe tygodnie będę szlifował swoje umiejętności gry na nim. Tylko dla siebie. Taka nauka przypomina mi medytację” – wyznał aktor. (PAP Life)