Solidne kino superbohaterskie
„Koniec gry” wciąż dla wielu widzów pozostaje jednym z najlepszych filmów w MCU. I ewidentnie widać, że po tej produkcji, która, może i trudno w to uwierzyć, ale miała premierę już 3 lata temu, Marvel odnotowuje wyraźny spadek formy. Film stanął przed trudnym zadaniem zaprezentowania na ekranie wielu wątków i dużej liczby komiksowych herosów jednocześnie. I zasadniczo twórcom ta sztuka w sumie się udała.
Krwawe plany
W „Avengers: Koniec gry” przyszło nam widzom pożegnać się z Iron Manem i Czarną Wdową. Oboje poświęcili się dla reszty świata. Oczywiście w poprzednich filmach śmierć ponieśli inni bohaterowie: Loki, Vision, Gamora, ale „Edgame” też nas nie oszczędzał. A podobno miało być jeszcze gorzej, bo twórcy zamierzali uśmiercić całą oryginalną drużynę Avengers.
Decyzja reżyserów
Jak zapewne pamiętacie, „Avengers:Koniec gry” wyreżyserowali Anthony i Joe Russo. Twórcy filmu mówili w podcaście „Happy Sad Confused” o tym, jak miał wyglądać film. Prezes Marvel Studios nakłaniał braci Russo do uśmiercenia wszystkich oryginalnych bohaterów, zamiast dwojga, co widzieliśmy na ekranie:
Zdawaliśmy sobie sprawę, że po „Wojnie bez granic” musieliśmy postawić bohaterów w takiej sytuacji, w której nikt nie jest bezpieczny. Pojawiło się bardzo dużo plotek na temat tego, kto pożegna się z życiem. W pewnym momencie Kevin [Feige – dyrektor Marvel Studios – przyp.red.] stwierdził, że powinniśmy pozbyć się wszystkich bohaterów z oryginalnego składu [Avengers – przyp.red.].
Stwierdziliśmy jednak, że byłoby to zbyt agresywne posunięcie. Śmierć jednej czy dwóch postaci przez ich poświęcenie się dla reszty sprawia, że mamy w filmie momenty, gdzie akcja zwalnia, natomiast widz otrzymuje możliwość przeżycia emocjonalnego oczyszczenia, zanim fabuła ponownie ruszy do przodu.
Z życiem prócz Iron Mana (Robert Downey Jr.) i Czarnej Wdowy (Scarlett Johansson) pożegnaliby się również: Kapitan Ameryka (Chris Evans), Hawkeye (Jeremy Renner), Thor (Chris Hemsworth) i Hulk (Mark Ruffalo).
Ale Iron Mana nie oszczędzili
Bracia Russo zdecydowali się na pozbawienie życia dwóch postaci. Z kolei Jon Favreau, który wyreżyserował dwa pierwsze solowe filmy o Iron Manie, a także wcielał się w postać Harolda „Happy`ego” Hogana uważał, że i to posunięcie było zbyt „inwazyjne”. O czym wspominał zresztą Joe Russo:
[Jon Favreau] powiedział: „Nie możecie tego zrobić. To totalne zrujnuje ludzi i nie chcecie, żeby wyszli z kina prosto na zatłoczone ulice.” A my i tak to zrobiliśmy.
Reżyserzy „Końca gry” postąpili słusznie?
Autor: Judyta Nowak - RMF Classic