Jego własna wizja
Sławomir Sikora podkreśla, że „Dług” z 1999 r. oraz czekający na premierę „Mój dług” to dwa różne filmy, o zupełnie różnych sprawach. „Łączy je tylko jedno – moja postać. „Dług” był reżyserską wizją pewnego zdarzenia. Owszem, Krauze wykorzystał moją opowieść, którą przekazałem mu, przebywając jeszcze w zakładzie karnym, ale w rezultacie powstała jego własna wersja, często daleko odbiegająca od pierwowzoru” – stwierdza Sikora. Dlatego teraz dołożył wszelkich starań, by mieć wpływ na to, co najpierw pojawiło się w scenariuszu (jest współscenarzystą "Mojego długu"), a potem, co będzie działo się przed kamerą (jako współproducent).
Podobieństwo?
„Tym razem mogę powiedzieć, że Sławek filmowy to prawie kopia tego Sławka z rzeczywistości. Choć oczywiście nie na 100 proc. Tego właśnie brakowało mi w „Długu” Krauzego. Tej możliwości identyfikowania się z głównym bohaterem. Tym razem byłem na planie filmowym. W każdej chwili mogłem powiedzieć: „Chwila. To nie tak. To było całkiem inaczej” i poprawić” – relacjonuje.
Polska rzeczywistość
Przyznaje, że żyje tym projektem od blisko 20 lat. Bardzo chciał pokazać językiem filmu czas, które spędził za kratami. „To, co zobaczyłam w polskich zakładach karnych, a „odwiedziłem” ich blisko dziesięć, poruszyło mną do głębi. Ukazanie tego publicznie było moim obowiązkiem, pewnego rodzaju długiem. I nie chodzi mi wyłącznie o zetknięcie się ze światem przestępców, którego wcześniej nie znałem. Przede wszystkim zaszokowało mnie działanie polskiego systemu penitencjarnego, jego anachronizm i nieprawdopodobna wręcz skostniałość. Tam rzadko ze złego robi się dobrego, częściej resztki dobra giną pod ciężarem zła. Oczywiście w dojściu do realizacji pomysłu pomagało mi wielu ludzi. Jestem im wdzięczny za pomoc” – mówi Sikora. Reżyserii podjęli się Denis Delić i Bogusław Job, a scenariusz wspólnie z Sikorą napisał Andrzej Sobek.
Wielkie plany
57-latek już myśli o kolejnych projektach filmowych. Związanych z tematyką więzienną, ale nie tylko. „Połknąłem bakcyla. Jak człowiek znajdzie się na planie filmu, natychmiast udziela mu się ta niepowtarzalna atmosfera. W tym miejscu duża grupa ludzi zajęta jest tworzeniem ułudy, po to, żeby później miliony odbiorów tę ułudę przeżywały. Płakały, śmiały się, wkurzały. Ta możliwość wpływania na emocje milionów bardzo mnie pasjonuje. W moim przypadku mogę to potraktować prawie jako misję. Zbyt dużo widziałem w polskich zakładach karnych nieprawidłowości, głupoty, zapóźnień cywilizacyjnych, po prostu zła, żeby milczeć. Muszę spłacać swój dług względem społeczeństwa i pokazać, że to nie ułuda, że tak jest na co dzień i krzyczeć, że tak być nie może. Planuję serię nowych filmów, w których wykorzystam nie tylko swoje doświadczenia z polską służbą penitencjarną” – opowiada.
Nowe życie
Sikora jest teraz bardzo aktywny zawodowo. „Odrabiam te kilkanaście straconych lat za kratami. Po 50. zacząłem zakładać fundacje, prowadzić wykłady na przeróżnych uczelniach, budować przedszkola, kręcić filmy, pisać książki i artykuły. Za późno? Jak się okazuje – nie. Choć przyznaję, że tempo swojego życia muszę zbliżyć do tego, które może wytrzymać dwudziestolatek. Czasami bywa to trudne” – mówi. Ojcem też został po 50. „Dzieci, żona, dom. To wszystko stało się moim udziałem i cieszy mnie na co dzień” - zwierza się.
Historia Sikory
Jaki był początek jego historii? Dwaj młodzi biznesmeni na początku lat 90., Sikora i jego wspólnik Artur Bryliński padli ofiarą dwóch bandytów żyjących z wymuszania fikcyjnych długów. Byli przez nich szantażowani i torturowani, zmuszani do zwrotu rzekomo pożyczonych pieniędzy wraz z odsetkami. Prześladowani, prosili o pomoc policję, ale ta nic nie zrobiła. Doprowadzeni do ostateczności, zamordowali swoich oprawców. W listopadzie 1997 roku skazano ich na 25 lat pozbawienia wolności. Sikora został ułaskawiony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w 2005 roku, pięć lat później akt łaski dla Brylińskiego podpisał prezydent Bronisław Komorowski. (PAP Life)