Dużo postaci, mało czasu
Czwarty sezon „Stranger Things” przyciągnął przed ekrany wielu widzów, zapewniając solidną dawkę rozrywki. Bracia Duffer potrafili stworzyć bohaterów, o których los, podczas oglądania, faktycznie się troszczymy. W ostatnim sezonie pożegnaliśmy między innymi Eddiego. W każdej serii wprowadzano nowych głównych bohaterów i trzeba przyznać, że w pewnym momencie na ekranie zrobił się zbyt wielki tłok. Trudno nie odnieść wrażenia, że na część postaci nie było czasu, pomysłu i stały się one niepotrzebne.
Brak nowych bohaterów
Showrunnerzy „Stranger Things”, bracia Duffer przyznali w wywiadzie dla „IndiWire”, że nie zamierzają w finałowym sezonie dodać nowych głównych postaci, które stałyby się częścią paczki przyjaciół z Hawkins. Twórcy serialu są świadomi, że nowi bohaterowie mogliby odebrać czas ekranowy poprzednio wprowadzonym postaciom. Głównym celem showrunnerów jest bowiem należyte zakończenie wątków wszystkich bohaterów i odpowiedni i spójny finał opowiadanej historii:
Zawsze, gdy wprowadzamy jakąś nową postać, chcemy mieć pewność, że będzie ona ważną i spójną częścią historii. Ale za każdym razem, gdy to robimy, jesteśmy bardzo zdenerwowani, bo mamy taką wspaniałą obsadę i bohaterów, a każda chwila poświęcona nowej postaci, odbiera czas jednej z wcześniej wprowadzonych do serialu bohaterów. Jesteśmy zatem niezwykle ostrożni z tym, kogo wprowadzamy.
Liczy się jakość
Matt Duffer mówił także, że przy tworzeniu nowego sezonu zamierzają ograniczyć wprowadzenie nowych postaci, chcą uchronić się od zbyt dużej ich liczby. Twórcom zależy na odpowiednim zakończeniu wątków głównych bohaterów.
Zakończenie czwartego sezonu pozostawiło nas w momencie, gdy bohaterowie myślą, że pokonali głównego antagonistę serii. Tymczasem Druga Strona zaczęła przenikać do Hawkins, a ostateczna walka, która pochłonie wiele ofiar, dopiero przed nami. Nadal nie wiemy też, co stanie się z Max.
Judyta Nowak - RMF Classic