Martha Argerich jest uznawana za jedną z najwybitniejszych pianistek w historii muzyki. W filmie "Bloody Daughter", który jest prezentowany podczas festiwalu w Muzeum im. Fryderyka Chopina w Warszawie, widzimy genialną artystkę w chwilach niekiedy bardzo intymnych. Reżyserka filmu, najmłodsza z trzech córek pianistki Stephanie Argerich w rozmowie z PAP opowiada m.in. o dorastaniu w cieniu genialnej matki i o rodzinnym domu zawsze pełnym artystów.
PAP: Skąd tytuł filmu "Bloody Daughter" (z ang. "krwawa córka")?
Stephanie Argerich: Mój tata mnie tak nazywa (pianista Stephen Kovacevich - PAP). Film jest bardziej o mojej mamie, tytuł związany z ojcem wydał mi się symboliczny.
W języku angielskim określenie "krwawa córka" jest całkiem czułe, nie kojarzy się aż tak źle jak w innych językach. Lubię ten tytuł, jego wieloznaczność. Mnie te słowa kojarzą się z czułością, ale mogą też nawiązywać do trudnych relacji mojej mamy z córkami, szczególnie z Lydą (najstarsza córka pianistki, owoc związku z chińskim kompozytorem Robertem Chenem, dorastała bez matki, Lyda poznała ją dopiero jako prawie dorosła osoba, teraz jako altowiolistka czasami występuje wspólnie z Marthą na scenie - PAP).
PAP: Jak to jest być dzieckiem geniusza?
S.A.: To jest przede wszystkim inspirujące, dzięki niej poznałam, czym jest piękno, spotkałam wybitnych ludzi, genialnych artystów, widziałam, jak się tym cieszą i dzielą z innymi. Dorastałam wśród nich, żywiłam się ich pasją.
Oczywiście, to miało również swoje złe strony. Dzieci identyfikują się z rodzicami, chcą ich naśladować, to bardzo naturalne. Takie ciągłe porównywanie się z wybitną osobowością przerasta dziecko. Czułam na sobie presję, miałam wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie, abym była taka jak ona. Poza tym bycie dzieckiem sławnej osoby wiąże się z ciągłym strzeżeniem własnej prywatności, chronieniem domu przed uwagą obcych ludzi.
PAP: Martha Argerich pozostaje dla publiczności wielką tajemnicą, podobno nie lubi mówić o swoim życiu prywatnym. Jak udało się ją namówić na nakręcenie prawdziwie osobistego filmu?
S.A.: Myślę, że ta tajemnica nie została odkryta. To, że widzimy ją w pidżamie, nie oznacza, że zagadki już nie ma. Film oczywiście przybliża jej postać - kamera przecież towarzyszy jej w chwilach bardzo intymnych - ale nie przynosi ostatecznych odpowiedzi. Ona jest wciąż zagadką dla mnie. Mogę nakręcić jeszcze 20 filmów o niej i myślę, że nadal tak będzie.
Nie przekonywałam jej długo do obecności kamery, kręcenie filmów to coś, czym się zajmuję na co dzień. Zdążyła się już przyzwyczaić. Namówiłam ją na rozpoczęcie zdjęć, gdy jechałyśmy pociągiem z Genewy do Warszawy na jej występ na festiwalu "Chopin i jego Europa". To właściwie tu zaczęła się moja przygoda z filmem.
Ani ja, ani ona nie wiedziałyśmy, co z tego wyjdzie. Był oczywiście kontrakt i przypuszczałyśmy, że jakiś film powstanie, ale doświadczenie dzielenia się z publicznością scenami z własnego życia zawsze przekracza wyobraźnię.
PAP: Co powiedziała, gdy zobaczyła już skończony film?
S.A.: Najtrudniej było jej pogodzić się ze zmianami w swoim wyglądzie. W filmie zobaczyła zestawione ze sobą jej zdjęcia z młodości i teraz. To ją niepokoiło. Powiedziała, że trudno było oglądać, jak zmieniał się jej wygląd. Mimo że uważam, że wciąż jest piękna, że w ogóle nie widać czasu na jej twarzy, zaakceptowanie zmian w wyglądzie dla niej było najtrudniejsze.
Martwiło ją też trochę, jak pokażę historię z Lydą. Wiedziała, że z nią rozmawiałam, ale nie znała szczegółów. Myślę, że ostatecznie była zadowolona, uznała, że film nie mówi o rzeczach, które nie powinny być ujawnione. Nie prosiła mnie, abym cokolwiek usunęła.
PAP: W filmie spotykasz się ze swoimi siostrami, aby porozmawiać o relacji z matką. Jesteś z nimi blisko?
S.A.: Z mamą od zawsze byłam bardzo blisko, może nawet za blisko. Z Annie wychowywałam się, ona od zawsze była tą bliższą siostrą (Anne Dutoit jest owocem drugiego małżeństwa pianistki z kompozytorem Charlesem Dutoit - PAP). Bardzo żałuję, że nie udało mi się opowiedzieć o Annie więcej w filmie. Musiałam wybierać, nie mogłam niestety zawrzeć wszystkiego. Teraz mieszka w Arizonie, trochę daleko, ale nadal jesteśmy sobie bardzo bliskie.
Moje relacje z Lydą są trochę bardziej skomplikowane. Nie wychowywałam się z nią, poznałyśmy się dość późno. Nie ma pomiędzy nami tego, co siostry zazwyczaj dzielą będąc razem. Ale to moja rodzina, tylko w innym znaczeniu. Film na pewno w jakiś sposób zmienił nasze relacje.
PAP: Co teraz - jako osoba dorosła mająca dwójkę dzieci - myślisz o swoim dzieciństwie? Nie uważasz, że było chaotyczne?
S.A.: O tak, miałam bardzo chaotyczne dzieciństwo. Obecnie mój styl życia jest całkowicie inny od tego, jaki wiodła i wiedzie moja matka. Mam normalne życie, wstaję rano, jem śniadanie, szykuję dzieci do szkoły. Nie pamiętam takich scen z dzieciństwa, wtedy zawsze opiekowali się mną inni ludzie. Albo zamiast chodzić do szkoły, podróżowałam. Jako dziecko uważałam, że to naturalne, dopiero teraz widzę, jak niezwykłe miałam dzieciństwo. Mimo że wiele mnie irytowało, czasami wiele brakowało, mam dużo dobrych wspomnień z tamtego okresu. Niekiedy nawet myślę sobie, że moje obecne życie jest nudne, zabawnie było mieć za domowników artystów, podglądać ich życie. Czasem odprowadzali mnie do szkoły, a czasem wydawało mi się, że nie wiedzą o moim istnieniu. To było trochę jak nieustający teatr w domu.
Rozmawiała Magdalena Cedro
