Gdy w 2002 roku Pierce Brosnan po raz ostatni wystąpił w roli Jamesa Bonda, stało się jasne, że świat potrzebuje nowego Bonda. Daniel Craig swą przygodę z serią o 007 zaczął wraz z castingiem do filmu „Cassino Royale”. Aktor wygrał walkę o rolę między innymi z młodziutkim wówczas Henrym Cavillem.
James Bond wraz z angażem Craiga dostał zupełnie nowy życiorys, który częściowo dzielił z samym aktorem, na przykład bohater również urodził się w 1968 roku. Przygoda z 007 trwała 17 lat i zakończyła się po 5 produkcjach, a jej wielki finał nastąpił w filmie „Nie czas umierać”. I wydaje się, że wraz z „erą” Craiga znany nam od kilkudziesięciu lat bohater stał się bardziej ludzki. Choć w przeszłości zdarzały się takie epizody, jedno z wcieleń 007 miało żonę. Wydaje się jednak, że Bond z ostatnich filmów dzięki historii, łączącym się wątkom i szukaniu uczucia stał się kimś całkiem realnym.
Daniel Craig wyznał, że nie żałuje pożegnania się z rolą najsłynniejszego filmowego szpiega. Aktor w podcaście BBC Radio 4 „Best of Today” powiedział:
Nie, wcale tego nie żałuję. Miałem niesamowite szczęście, by przez 17 lat mojego życia wcielać się w Jamesa Bonda. Pragnę dosłownie spędzić następne 20 lat, zostawiając tę historię w spokoju, bo była tak niesamowita. Pozostawiam to wszystko w takim miejscu, w którym chciałbym, by się znalazło. I jestem wdzięczny, że miałem możliwość odpowiedniego pożegnania się w ostatnim filmie.
Z pewnością rola Bonda wymagała od aktora wielu wyrzeczeń, także zawodowych, w końcu przez kilkanaście lat kreowania postaci 007, musiał rezygnować z kolidujących z serią projektów.
A ponieważ wiemy, że powstanie kolejna odsłona przygód Jamesa Bonda, już 26., wciąż czekamy na oficjalną informację o nowym odtwórcy roli 007. Daniel Craig będzie miał godnego następcę?
Judyta Nowak - RMF Classic